Łatanie deficytu
Mimo to z największą falą zainteresowania JST pozyskiwaniem pieniędzy z emisji obligacji mieliśmy do czynienia w latach 2009–2013, a więc podczas realizowania projektów z poprzedniej unijnej perspektywy finansowej, choć miasta i gminy chętnie sięgały do tego źródła także w celu finansowania zadań niezwiązanych z programami dotowanymi przez UE. Jak podkreśla Roman Przasnyski, większość notowanych na Catalyst obligacji komunalnych pochodzi właśnie z tamtego okresu. I mimo że w statystykach widać wysoką dynamikę wzrostu tego segmentu, liczby bezwzględne nie imponują.
– Na przykład w raporcie firmy Grant Thornton za 2017 r. można znaleźć stwierdzenie o silnym, przekraczającym 10 proc. wzroście emisji obligacji, co w praktyce przekłada się na zwiększenie liczby notowanych serii z 59 do 65. W tym roku jest ich już 76. Reasumując, od kilku lat debiutów jest niewiele, zarówno pod względem nowych emitentów, jak i liczby instrumentów, czyli kolejnych serii obligacji. Do niedawna wydawało się, że rozpoczęcie kolejnej tury programów unijnych będzie się wiązało z wysypem emisji obligacji realizowanych przez JST, ale na razie trudno takie zjawisko dostrzec, szczególnie patrząc na Catalyst – opowiada Roman Przasnyski. Jednocześnie dodaje, że świat obligacji nie ogranicza się do platformy prowadzonej przez warszawską giełdę. Co więcej, lepiej rozwija się poza nią – tylko w tym roku JST rozpoczęły lub planują ponad 20 programów emisyjnych poza regulowanym rynkiem. – Co ciekawe, najbardziej aktywne są małe miasta i gminy. Dominują także niewielkie emisje, opiewające na kwoty od kilku do kilkunastu milionów złotych, często rozkładane na kilka do kilkunastu etapów, liczących po kilkaset tysięcy złotych każdy. Nie są to więc duże inwestycje, w większości niezwiązane z programami unijnymi, a w wielu przypadkach niezwiązane z inwestycjami w ogóle, mające raczej na celu finansowanie bieżących wydatków, łatanie deficytów budżetowych lub spłatę wcześniejszych zobowiązań. To dowodzi, że samorządy coraz chętniej sięgają po tego typu źródła finansowania, a banki, w tym lokalne (spółdzielcze), chętnie w tych programach uczestniczą i to one są głównym, jeśli nie jedynym nabywcą obligacji. Widać, że z różnych względów jest to rozwiązanie korzystne dla obu stron. Chodzi głównie o odmienne ujmowanie papierów dłużnych w bilansach zarówno JST, jak i banków – tłumaczy Przasnyski.
Lęk przed nieznanym
Inni uczestnicy rynku, w szczególności inwestorzy indywidualni, nie wykazują na razie zainteresowania papierami komunalnymi. Zniechęca niskie oprocentowanie (często oparte na sześciomiesięcznym WIBOR) oraz długi okres wykupu, który może przekraczać nawet 20 lat. – To warunki zdecydowanie odbiegające od preferencji przeciętnego posiadacza oszczędności. Ze względu na bardzo wąski krąg nabywców, ograniczający się najczęściej do jednego, góra kilku podmiotów zainteresowanych utrzymaniem papierów dłużnych do upływu terminu wykupu, trudno liczyć na wprowadzanie małych emisji obligacji komunalnych na Catalyst, gdyż ich płynność byłaby praktycznie zerowa, a ponoszone koszty procedury wprowadzenia do obrotu i utrzymywania na rynku nie dawałyby żadnych korzyści – utrzymuje analityk Gerda Broker.
Jedną z największych barier szybszego rozwoju obligacji komunalnych, zdaniem ekspertów INC rating, jest brak odpowiedniej wiedzy finansowej wśród osób decyzyjnych w polskich samorządach.
– Nie chodzi jedynie o wójta, burmistrza, prezydenta, starostę czy marszałka, ale także, a może przede wszystkim, o osoby zasiadające w radzie bądź sejmiku danej jednostki samorządowej. O wiele łatwiej jest rozmawiać na temat zaciągnięcia kredytu, który chyba każdy rozumie, niż na temat obligacji, które wciąż są dla wielu osób nieznane. A patrząc na niedawne nagłówki gazet, wielu osobom kojarzą się z dodatkowym ryzykiem – mówi Krzysztof Waśko, analityk INC Rating. Jego zdaniem, istotną barierą jest również system prawny – emisja obligacji, nie podlegając prawu zamówień publicznych, daje większą elastyczność w wyborze agenta emisji, co teoretycznie powinno zwiększać popularność tego rozwiązania. Jednak wiele samorządów i ich przedstawicieli może bać się zarzutu, że wybór ten nie jest w pełni obiektywny – co ma szczególne znaczenie w roku wyborczym.
– Ponadto w przypadku obligacji może istnieć ryzyko, że nie wszystkie oferowane papiery zostaną sprzedane. Można się przed tym zabezpieczyć odpowiednimi umowami z bankiem, lecz wówczas umowa ta zaczyna przypominać zwykły kredyt bankowy. W związku z tym powstaje pytanie: po co emitować obligacje, skoro od razu można zaciągnąć kredyt? – pyta Krzysztof Waśko.