Rz: Jest pan człowiekiem głębokiego konsensusu czy raczej twardych negocjacji?
Jacek Sutryk: Jedno nie wyklucza drugiego. Ale jeśli pyta pani, którą metodę preferuję w zarządzaniu czy rozmowie, to wolę poszukiwać kompromisu, bo to pozwala połączyć cele dwóch stron – zresztą mówiłem o tym podczas całej mojej kampanii samorządowej. Rozpoczął to Rafał Dutkiewicz, ja chciałbym podążać tą samą drogą. Choć oczywiście są sprawy czy cele, zwłaszcza jeśli jesteśmy do nich głęboko przekonani, które wykluczają kompromis.
W Polsce zakorzeniło się takie podejście, że jeśli czyjeś zdanie nie zostało uwzględnione, np. w procesie konsultacji społecznych, to uznaje się, że konsultacje zostały źle przeprowadzone. A dla mnie już samo dialogowanie, uwspólnianie, to dobra droga do zrozumienia drugiej strony, czasami finalna decyzja po prostu nie może zadowolić wszystkich.
Jednak wkroczył pan w dużą politykę, a w niej negocjacje oznaczają dzielenie stanowisk, a elementem szantażu są jak zwykle pieniądze. „Pieniądze dla miasta są w worze marszałka. Władza to miecz i wór" – to wymowne słowa Jarosława Kaczyńskiego wypowiedziane w Mielcu. Miecz pan ma, a wór?
Wierzę, że pieniądze w tym, jak to określił prezes PiS-u – worze, będą dla wszystkich obywateli i obywatelek, a nie trafią tylko do tych miejscowości, w których dana partia wygrała. Nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej. W przypadku Dolnego Śląska nie ma silnej stolicy bez silnego regionu i odwrotnie, region potrzebuje Wrocławia. To naczynia połączone. Jak do tego dołożymy fakt, że coraz więcej ludzi mieszka w miastach, to już w ogóle nie można tej grupy pomijać. Wszyscy płacimy podatki i to nasze pieniądze władza centralna ma, nomen omen, sprawiedliwie dzielić.