Środowisko i ograniczona ilość surowców są bowiem dzisiaj uważane za jeden z sześciu najważniejszych procesów wpływających na rozwój świata, jeden z sześciu tzw. megatrendów. Świat powoli staje się dla nas zbyt ciasny – dość powiedzieć, że gdyby obecnie Chińczycy konsumowali tyle, ile konsumują Amerykanie, to w Państwie Środka znikałoby dwie trzecie globalnej produkcji zboża i mięsa. Koszmar, który jednak już się do nas zbliża. O ile obecnie w Azji mieszka 30 procent całej światowej klasy średniej, to zdaniem OECD za zaledwie 11 lat ten wskaźnik skoczy do 60 procent. Konsumpcja w Azji wzrośnie, ze wszystkimi tego skutkami. Więc zainteresowanie szeroko pojętą ekologią jest wyzwaniem chwili.
Życie ma jednak to do siebie, że zjawiska pozytywne rodzą też działania negatywne. Wzrost zainteresowania ekologią zrodził coś, co można określić jako ekoterroryzm. Mamy z nim do czynienia na świecie, ale też w Polsce. Na razie może w stadium początkowym, ale jednak niebezpiecznym, bo takie zjawiska zawsze eskalują. W kraju, w którym postępowania administracyjne lub sądowe trwają długo, jedna z broni wykorzystywanych przez ekoterrorystów, czyli prawo, okazuje się być bardzo skuteczna i może prowadzić do paraliżu. Tym bardziej jeśli ekoterroryzm jest wykorzystywany przez nieuczciwą konkurencję. A pole do popisu dla konkurencji bywa ogromne.
W gminie Wąsocz na Dolnym Śląsku jedna z firm zajmujących się recyklingiem rozbudowuje swoje instalacje do utylizacji śmieci. Proces idzie sprawnie, ale oto nagle pojawia się stowarzyszenie ekologiczne Skowronek, które stara się cały proces zahamować. Ekolodzy nie blokują dróg, nie przywiązują się łańcuchami do drzew, nie urządzają demonstracji i protestów. Na to trzeba sił i środków, przede wszystkim przekonanych do swoich racji aktywistów. A tych, jak się zdaje, Skowronek nie posiada. Przeprowadziłem w sprawie tej organizacji małe dziennikarskie śledztwo, bo okrutnie mnie ta sprawa zainteresowała i jakoś trudno mi uwierzyć, że Skowronek rzeczywiście w realnym świecie istnieje. Ale z drugiej strony – bombarduje burmistrza Wąsocza, na którego terenie obiekt utylizacji śmieci powstaje, pismami i protestami. Bardzo zresztą akuratnymi, które ani chybi wyszły spod pióra profesjonalnego prawnika. Paragrafy, przepisy, ekspertyzy. Dość, jak mi się wydaje, dęte i naciągane, ale na pierwszy rzut oka mogące robić wrażenie. Tym bardziej na władzach małej dolnośląskiej gminy.
Postanowiłem więc wysłuchać racji ekologów ze Skowronka. Poszukiwanie strony w internecie zakończyło się klęską. Nie istnieje. Aliści jest coś na Facebooku, choć raczej lichutkie, co budzi podejrzenia, że stowarzyszenie nie dorobiło się nie tylko aktywistów gotowych przykuwać się do drzew i demonstrować przeciwko ekologicznej przecież inwestycji, ale nawet aktywistów zalewających internet sążnistymi protestami pisanymi zza biurka.
Przyszło mi więc liczyć już tylko na aktywistów-mówców, choćby i tego prawnika, który zasypuje burmistrza Wąsocza pismami. Trochę mnie tylko zdziwiło, że Skowronek jest zarejestrowany w samej stolicy. Zdziwiło, ale i ujęło. Bo jakże mogła mnie nie ująć budująca konstatacja, że jakiejś grupie mieszkańców samej stolicy bliski jest los mieszkańców dalekiej gminy Wąsocz. Kilka razy dzwoniłem więc pod numer wskazany w dokumentach rejestracyjnych Skowronka, ale bezskutecznie. Podczas którejś z wizyt w Warszawie udałem się pod wskazany w dokumentach adres, czyli pod most Poniatowskiego. Całkiem dosłownie pod most, gdzie mieszczą się Wirtualne Biura Wisła, a tam siedziba poszukiwanego przeze mnie stowarzyszenia. Aliści szefowej Skowronka ani nikogo z personelu nie zastałem. Kolejna wizyta też skończyła się niczym. Na moją prośbę skierowaną do pani z Wirtualnych Biur Wisła o udostępnienie jakiegoś kontaktu uzyskałem odpowiedź, że Skowronek zastrzegł sobie, aby nie podawać do nich żadnego kontaktu. Nikomu. To już wzbudziło moje zdumienie, bo co, gdybym był zrozpaczonym mieszkańcem jakiegoś przysiółka nad, dajmy na to, najczystszą rzeką w Polsce, gdzie ktoś próbuje zbudować elektrownie węglową? Do kogo miałbym się wówczas zwrócić, jak nie do szacownej organizacji, która zajmuje się ochroną środowiska i kształtowaniem świadomości ekologicznej? Dyskrecja bywa cnotą, ale bardziej w firmie prawniczej niż walczącej o środowisko, bo tu skuteczność, jak uczy mnie doświadczenie, buduje się raczej gromkimi protestami i demonstracjami. To dzięki nim udało się jakiś czas temu powstrzymać ministra Szyszkę przed oszalałą wycinką Puszczy Białowieskiej. Jak bardzo oszalałą, potwierdziła ostatnio Komisja Europejska.