Od samego rana we Wszystkich Świętych trwała inwazja samochodów obstawiających wszystkie możliwe uliczki okalające cmentarz. Oczywiście te, na które można było wjechać. Bo te najbliższe były już zamknięte dla ruchu. Całymi kawalkadami za to jechały autobusy. Wieczorem cmentarz zamienił się w gigantyczne pole zniczy. Niby nic niezwykłego, podobne obrazki można zobaczyć wokół prawie każdego większego cmentarza w Polsce. No właśnie, podobne. Ale nie takie same. Szczecińska nekropolia jest nie tylko największą w Polsce, ale trzecią w Europie, po Hamburgu i Wiedniu. Ma 172 hektarów powierzchni. Nie tylko wielkość to jej wyróżnik.
Ruch tutaj trwa cały rok. I bynajmniej nie chodzi tylko o osoby odwiedzające groby swoich bliskich, czy też żałobników podążających w kondukcie. To po prostu spacerowicze. Wiosną i latem, bywa, że są w większości. Trudno się dziwić.
Pamiętam, że wiele lat temu podczas matur, pomiędzy egzaminami wybraliśmy się małą grupą zaczerpnąć świeżego powietrza, złapać oddech. Na cmentarzu. Wciąż dziwne? No to wyobraźcie sobie ciepłe, majowe popołudnie, w miesiącu, gdy przyroda przeżywa prawdziwą eksplozję. A na szczecińskim cmentarzu rośnie blisko 415 gatunków krzewów, drzew, wśród nich naprawdę rzadkich gatunków roślin północnoamerykańskich, czy dalekowschodnich. Są na tyle wartościowe i ciekawie skomponowane, że objęto je specjalnie wytyczoną ścieżką botaniczną. A pomiędzy nimi aleje, niektóre szerokie niczym autostrada, w tym ta najważniejsza, prowadzona przez wielkie platany. Są też stawy, a nawet strumienie.
No i są też tajemnice, stopniowo odkrywane. Założony w 1899 roku, a otwarty w 1901 roku cmentarz służył Niemcom do ostatnich tygodni wojny. Do 1940 roku pochowano na nim ponad 177 tys. osób. Podczas wojny nastąpił mocny przyrost. Po wojnie służył już Polakom, do 2000 roku pochowano 139 tys. osób. A, że polityka historyczna w PRL-u wypierała niemiecką historię zachodnich ziem, to i trudno było oczekiwać, że ówczesna administracja będzie zajmować się niemieckimi grobami. Przełom, jak we wszystkim nastąpił po 1989 roku. W Szczecinie podobnie jak innych poniemieckich miastach nastąpiło poszukiwanie przedwojennej tożsamości. Zmienił się też i cmentarz. Równolegle do stawiania nowych pomników ruszyła renowacja tych niemieckich, a przede wszystkim poszukiwania zapomnianych, czy wręcz zaginionych grobów. Wśród nich, chociażby Hermanna Hakena, nadburmistrza Szczecina czy Wilhelma Meyera – Schwartau, budowniczego cmentarza. Dzisiaj spacerując po tej wielkiej nekropolii, można podziwiać nie tylko układ parkowy, ale i historię mieszkańców miasta. I tego niemieckiego i polskiego.