Atmosferę świąt Bożego Narodzenia w sklepach coraz czuć coraz mocniej już pod koniec października, choć do niedawno symbolicznym momentem startu sezonu handlowego był 2 listopada. Ze sklepów znikały niesprzedane znicze, a pojawiały się bombki i choinki.
Czyli dwa miesiące wszędzie stojących choine, osób płci obojga mniej czy bardziej udanie przebranych za Świętych Mikołajów i co najgorsze – zestawu tych samych piosenek, atakujących na każdym kroku z „White Christmas" oraz „Last Christmas"na czele.
Nawet jeśli ktoś lubi święta to jest to dla niego ciężka próba, ponieważ wszystko może się przejeść. Miano najbardziej skomercjalizowanych świąt zyskały Walentynki, ale czy w pełni zasłużenie? To Boże Narodzenie oznacza dopiero prawdziwy szał zakupów – Polacy z tej okazji w sklepach zostawiają ok 20 mld zł, ponad 8 mld zł wydając na same prezenty.
Jednak jest kilka jasnych punktów tego okresu i świąteczne iluminacje miejskie są jednym z głównych pozycji na tej krótkiej liście. Może dlatego, że są na zewnątrz, zatem nie atakują tak nachalnie wszystkich zmysłów, jak ma to miejsce w zatłoczonym centrum handlowym. Co roku miasta pokazują, że warto przy tak szczególnej okazji trochę zainwestować i nie ograniczać się do metalowych choinek i nadmuchiwanych mikołajów.
Łódź w tym roku pokazuje się od wyjątkowo dobrej strony. Zdecydowanie na korzyść iluminacji podziałała pogoda – w zimowej aurze, od kilku lat tak rzadkiej o tej porze roku, iluminacje prezentują się wyjątkowo okazale. Wystarczy trochę śniegu i światełka, by miasto po zmroku wygladało jak obrazek z pocztówki. Oczywiście dekoracje zbierają też krytyczne oceny. Nie dość, że to pokaz bezguścia (dużo kolorów, lampki często migają w sposób nieskoordynowany), to jeszcze jawne marnotrawstwo. Po co oświetlać na kolorowo ulice skoro gdzie indziej można wyremontować skwerek, kupić pojazd dla komunikacji miejskiej itp., itd. Lista co roku jest podobna, ale iluminacjom raczej nic nie grozi.