Powoli mamy do czynienia z rynkiem pracownika, firmy coraz mocniej muszą zabiegać o kandydatów do pracy. Dlatego aby wygrać wyścig z konkurentami lepiej ulokować się w miejscu, w którym na tle kraju wciąż łatwiej jest znaleźć kandydatów do pracy.
To jednak tylko jeden z powodów. Wciąż dla wielu inwestorów kluczowe jest wsparcie nowych projektów ze środków publicznych, czy to w ramach zwolnień podatkowych, czy wsparcia dla tworzenia nowych miejsc pracy. To mocno dyskusyjna praktyka, ponieważ firmy często po wygaśnięciu klauzul o obowiązkowym utrzymywaniu etatów przez określony okres, często bardzo szybko decydują się na zmniejszanie skali produkcji czy wręcz przenoszą się w inne miejsce, licząc na kolejne programy wsparcia. Wielu inwestorów wciąż woli lokować produkcje tam, gdzie jest szansa na lokalny popyt. Nawet jeśli większość sprzętów czy komponentów trafi na eksport, to przynajmniej część można sprzedać na miejscu, co jest okazją do podwyższenia marży.
Dlatego, paradoksalnie mogło by się wydawać, fabryki są budowane w krajach bogatych, z wysokimi kosztami pracy jak Wielka Brytania, Szwajcaria czy Niemcy.
Oczywiście Polskę dzielą od tych rynków wręcz kosmiczne odległości, ale zmiany nastawienia inwestorów można już zauważyć. Choć dzisiaj najłatwiej jest jakiekolwiek zmiany gospodarcze tłumaczyć wpływem programu 500+, to trudno nie zauważyć jego potencjalnego efektu także w tym przypadku. Podnosząc średni dochód powoduje, że inwestorzy prędzej pomyślą o danym kraju jako miejscu do inwestowania z racji większej szansy na wyższy popyt wewnętrzny.
Wpływ programu na poziom wydatków konsumpcyjnych jest znacznie bardziej widoczny w mniejszych ośrodkach miejskich czy na wsiach, ponieważ właśnie w nich mieszka największa grupa beneficjentów programu.