Wędzony śledź i bocianie łapy

Wypiekanie busłowych łap, płukanie zębów alkoholem i malowanie okien rozcieńczonym wapnem to tylko niektóre z obrzędów wielkopostnych Podlasia.

Publikacja: 20.02.2017 21:45

Wiele podlaskich gospodyń, jak dawniej, własnoręcznie wypieka pączki i chrust, którymi częstuje gośc

Wiele podlaskich gospodyń, jak dawniej, własnoręcznie wypieka pączki i chrust, którymi częstuje gości podczas zakrapianej uczty we wzorowo wysprzątanej izbie.

Foto: Rzeczpospolita, Sławomir Mielnik

W bogatej obrzędowości Podlasia Wielki Post i poprzedzające go zapusty były równie ciekawe, jak zwyczaje związane z Wielkanocą. Do dziś uroczyście obchodzi się tu tłusty czwartek, a wiele gospodyń, jak dawniej, własnoręcznie wypieka pączki i chrust, którymi częstuje gości podczas zakrapianej uczty we wzorowo wysprzątanej izbie. To tylko jedna z imprez zapustów, czyli tygodnia przed Środą Popielcową, charakteryzującego się największą ilością zabaw i – jak to określił słynny etnograf Oskar Kolberg – „figlów pochopnością".

Młodzież zbierała się po zmierzchu na tzw. wieczornice w chatach z dużą izbą. Dziewczęta, często przy przędzy, wymieniały się „gadką", a chłopcy robili psikusy i opowiadali kawały. W niedzielę na wieczornice zapraszano muzykantów, a tańczącej młodzieży pilnowali starsi. Na karczmiane zabawy nazywane „kusakami" ostatnie trzy dni przed Popielcem panny i kawalerowie musieli się wkupić, najpierw przyciągając do izby drewniany bal, a następnie częstując jadłem. Dopóki strawa nie przypadła do gustu wszystkim biesiadnikom, bezlitośnie oblewano ich wodą. Następnie kobiety skakały przez bal „na wysoki len", a mężczyźni „na owies", wyznaczając w ten sposób wysokość tegorocznych zbiorów.

Kobiety wróżyły sobie szczęście w miłości, a te, które za bardzo zwlekały z zamążpójściem, zaprzęgano do „kloca", czyli potajemnie przytwierdzano im do sukni szkielet śledzia lub szmacianą lalkę.

Tradycyjny obrzęd zapustny reaktywowano 17 lat temu w podłomżyńskim Radziłowie, gdzie kobiety czatowały na mężczyzn z pończochami wypełnionymi popiołem i biły ich, żądając wykupu na babską zabawę. Jak pisze Zygmunt Ciesielski w „Plastyce ludowej roku obrzędowego w województwie podlaskim", w zapusty na wsi bawiono się zwykle do północy, ale najwytrwalsi na mszę w Środę Popielcową wstawali zza biesiadnego stołu. Sama środa miała jeszcze na wpół karnawałowy charakter.

Strach przed wężem

Wielki Post rozpoczynano równie uroczyście. W opisanych przez Kolberga okolicach Kodnia, we „wstępny poniedziałek" gospodynie i gospodarze zbierali się w karczmach na „płukaniu zębów". Przy stołach zastawionych postnymi śledziami, obwarzankami, suszonymi owocami i gotowanymi grzybami wznosili toasty za pomyślność żniw. Jak pisze Artur Gaweł w książce „Rok obrzędowy na Podlasiu", im bliżej Wielkanocy, tym ściślej przestrzegano postu. Po trzech tygodniach postu młodzi chłopcy wrzucali do domów garnki wypełnione popiołem drzewnym i uciekali, by nie zostać złapanymi przez gospodarzy.

Najwięcej sprzątania było w domach, w których mieszkały panny na wydaniu – tam lądowało nawet kilka porcji trudnego do uprzątnięcia popiołu. Zdaniem etnologów dostępność garnków miała związek z tym, że w połowie postu, czyli półpościu, zdążano zjeść już wszelkie zapasy gotowanych grzybów, a dieta zawężała się do chleba, wędzonych ryb i suszonych owoców. W miastach, zamiast do izb, garnki z popiołem rzucano sobie nawzajem pod nogi.

Innym zwyczajem półpościa było zamalowywanie okien rozcieńczonym wapnem, co miało przypominać, że w czasie postu dusza ludzka powinna wybielić się jak śnieg. Wielki Post przerywało ważne na Podlasiu święto Zwiastowania Najświętszej Marii Panny, o którym do dziś w niektórych miejscach można usłyszeć, że jest ono ważniejsze niż Wielkanoc. Obowiązujący podczas Zwiastowania ścisły post szedł w parze z zakazem jakiejkolwiek pracy, tak ortodoksyjnym, że pannom nie wolno było nawet rozczesywać włosów. Złamanie zakazu przez któregokolwiek z członków wspólnoty, np. poprzez zaoranie czy bromowanie ziemi, groziło konsekwencjami wszystkim jej członkom, dlatego jedni mieli drugich na oku.

Forsownym wyprawom do lasu miało zapobiegać wierzenie, że właśnie w tym dniu wypełzają ze swych kryjówek niebezpieczne węże.

Nadchodzi wiosna

Obwarowane zakazami święto kojarzyło się radośnie z bocianami, które swoim pojawieniem się miały zapowiadać nadejście wiosny. Popularne podlaskie przysłowie: „Na Zwiastowanie bocian na gnieździe stanie", pokazuje też szczególną estymę, z jaką traktowano ten gatunek ptaka. Bocianie gniazdo miało chronić chatę przed uderzeniem pioruna, pożarem i gradem i przynieść szczęście domownikom. Powrót bocianów na wiosnę miał też dodawać płodności i sił witalnych. Dlatego na dachach chat mocowano brony, które miały ułatwić ptakom wicie gniazd. W Zwiastowanie obserwowano słońce, które tego dnia miało skakać lub drgać.

W okolicach Bielska Podlaskiego, Hajnówki i Narwi zachował się zwyczaj wypiekania busłowych, czyli bocianich łap. Ciasto w kształcie czteropalczastych łap – z uwagi na post wyrabiane wyłącznie z mąki i wody – rozdawano dzieciom, które przed zjedzeniem deklamowały: „Busieł, busieł ma łapy, Polubisz toj chaty, Daj Boże, żeby na drugi rok dożdaty". Gospodynie z Husaków koło Bielska Podlaskiego w busłowych łapach ukrywały monety. Dziecko, które je znalazło, miało być bogate. Prócz bocianich łap z ciasta wypiekano też narzędzia rolnicze, co miało zapewnić powodzenie upraw.

Bogactwo obrzędów związanych ze Zwiastowaniem można, według ekspertów, porównać tylko z obrzędami wielkanocnymi.

Tekst powstał na podstawie książki Artura Gawła „Rok obrzędowy na Podlasiu"

Regiony
Katowice stawiają na miejską infrastrukturę rowerową
Regiony
Dolny Śląsk konsekwentnie wspiera Ukrainę
Regiony
Tak Warszawa podniosła się z ruin
Regiony
Dolny Śląsk zaprasza turystów. Szczególnie teraz
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach