Nie tylko premiera w Olsztynie świadczy, że Wyspiański wraca w wielkim stylu. Najgłośniej było ostatnio o „Klątwie" w Teatrze Powszechnym w Warszawie, ale ta tragedia Wyspiańskiego o księdzu, którego kochanka przypłaciła romans z osobą duchowną życiem swoim i nieślubnych dzieci – wróciła wcześniej na deski teatru w Lublinie. „Wesele" wystawi w maju w Narodowym Starym Teatrze Jan Klata, a rozgrywający się w bronowickiej chacie arcydramat narodowy prezydent Andrzej Duda wskazał jako główną lekturę Narodowego Czytania w 2017 roku. Przed premierą olsztyńską „Wyzwolenie" wystawił w wolnej interpretacji Radosław Rychcik w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Na scenie, na którą zostało napisane.
Wszystko zaczęło się od legendarnej prapremiery „Wesela" w 1901 roku, po której Wyspiański otrzymał wieniec z symboliczną liczbą 44, nawiązująca do „Dziadów" Mickiewicza i oznaczającą Zbawcę Polski. W mniemaniu fundatorów wieńca, miała liczba miała być symbolem czwartego wieszcza narodowego. Wyspiański potraktował wyróżnienie jak zobowiązanie. Również w 1901 roku wystawił jako pierwszy wszystkie części „Dziadów". Na „Dziady" przygotował też własną odpowiedź – właśnie „Wyzwolenie". Do dziś fascynuje swoją nowoczesnością, jego bohaterem jest bowiem Konrad z inscenizacji „Dziadów" – nic więc dziwnego, że po tekst Wyspiańskiego sięga Krzysztof Jasiński, który przez lata kierował eksperymentalnym Teatrem STU.
Jeden z powodów, dla których Krzysztof Jasiński wybrał tekst dramatu Wyspiańskiego związany jest z kontekstem historycznym, politycznym i społecznym, ale przede wszystkim z tytułowym wyzwoleniem. Oto Konrad zostaje namaszczony przez Muzę na wyzwoliciela. Namawia aktorów do zagrania sztuki narodowej. On sam musi być jednak wolny, żeby móc służyć sprawie sztuki – ojczyzny – narodu, zmienić Polskę i świat. A żeby się uwolnić od ograniczeń duchowych i narodowych musi przejść drogę wtajemniczenia z kolejnymi Maskami.
Najważniejsze jest to, że Konrad Wyspiańskiego zmaga się z problemami, które od ponad 100 już lat tworzą zaklęty polski krąg niemożności. To ciekawe, że Wyspiański powraca właśnie teraz. Powód jest chyba jeden: znowu w Polsce zaczyna rządzić drobnomieszczańska hipokryzja, z którą tak zdecydowanie walczyła krakowska młodopolska bohema ze Stanisławem Wyspiańskim na czele.