Tymczasem sposób prezentowania tego typu miejsc znacząco się zmienił. 20 czy 30 lat temu folklor, dziedzictwo osadników przedstawiano niesłychanie konserwatywnie i zachowawczo. Dzisiaj te karty z naszej burzliwej historii stają się ogromnym kapitałem, ponieważ turystów przyciągają ślady czegoś autentycznego.
Nawet w Polsce świadomość bardzo rozwiniętego kilkaset lat temu osadnictwa z terenu Królestwa Niderlandów jest bardzo niska. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że tradycje choćby produkcji twardych serów na terenach obecnej Polski nie wzięły się z kosmosu, tylko zostały przywiezione z innych krajów. Ślady mieszkańców z różnych społeczności są zresztą widoczne do dzisiaj, zachowały się choćby w dawnych nazwach miejscowości.
W architekturze sakralnej doskonale widać, że wiele kościołów z tego terenu powstało jako świątynie protestanckie. Dopiero od stosunkowo niedawna – biorąc pod uwagę ich historię – zarządzane są przez katolików.
W budowanym właśnie skansenie w Wielkiej Nieszawce widać to doskonale. Może choć część gości zastanowi się nad faktem, że Polacy nie byli tu od zawsze jedynymi gospodarzami. I nie chodzi wcale o perspektywę tysięcy lat, do takich zmian doszło na tych terenach nie aż tak dawno. Ciekawe, jak wyglądałoby życie, gdyby to osadnicy olęderscy nadal byli tu grupą dominującą. Czy w regionie powstałaby środkowoeuropejska odpowiedź na liberalny Amsterdam?
Nawet jeśli w głowach zwiedzających nie powstanie żadna głębsza refleksja, to zawsze wizyta w skansenie jest godna polecenia bardziej niż całodzienne wleczenie się noga za nogą po centrum handlowym. W naszym kraju dopiero buduje się zwyczaj spędzania wolnego czasu właśnie w taki, choć odrobinę aktywny sposób. Sądząc po kolejkach do wszelkiej maści parków tematycznych czy skansenów w całym kraju, coraz więcej osób chce je oglądać. Czy z własnej woli? Może znowu są to uczestnicy wycieczek szkolnych, dla których każda opcja jest lepsza od spędzenia dnia w szkolnej ławce.