Skoki narciarskie znów zaliczają się do najbardziej popularnych dyscyplin sportowych w Polsce. Po raz pierwszy w historii tego sportu mamy mocną i zgraną drużynę, a sukcesy podopiecznych Stefana Horngachera przekładają się na sympatię kibiców. Widać to w Wiśle, gdzie nikt nie martwi się o sprzedaż biletów na lipcowe zawody. Już 14 i 15 lipca pod Baranią Górą spotkają się wierni sympatycy skoków narciarskich i turyści, traktujący zawody jako atrakcję urlopu. Teraz jednak wyczuwa się pewne oczekiwania.
– Nadchodzący sezon zimowy jest szalenie ważny. W lutym jest olimpiada i to jest najważniejsza impreza. Każdy chce już zobaczyć, na jakim etapie przygotowań jest drużyna – zauważa Andrzej Wąsowicz, wiceprzewodniczący Polskiego Związku Narciarskiego, przewodniczący Komitetu Organizacyjnego FIS Grand Prix i Pucharu Świata w Wiśle.
Dla samych zawodników większej różnicy nie ma. Śnieg zamieniony jest na igielit, niskie temperatury często na upał, zasady są jednak identyczne jak w zimie. – Do każdych zawodów trzeba podchodzić z pełnym zaangażowaniem i chęcią oddania dobrych skoków – przyznaje Piotr Żyła.
Zapytany, czy czeka na konkursy „u siebie", w rodzinnej miejscowości, z charakterystyczną dla siebie szczerością, odpowiada: – Nie, wszędzie trzeba skakać dobrze.