Rz: Jak to się stało, że nagle, po kilku latach przerwy, pojawił się pan na boisku i to w zespole ligi okręgowej?
Hernani Jose da Rosa: Poznałem trenera Kalwarianki Kalwaria Zebrzydowska, który potrzebował pomocy. Jego zespół walczył o utrzymanie, do końca sezonu zostało sześć meczów. Zaczął mnie namawiać, mówił do mnie: trenujesz, utrzymujesz się w dobrej formie fizycznej. O umiejętności byłem spokojny. Pomyślałem, czy mogę jakoś pomóc drużynie? Na trenowanie codziennie nie mam już czasu, ale zdecydowałem, że skoro mam sobie tylko pograć w weekendy, to czemu nie?
Jest pan zadowolony ze swoich występów?
Kalwarianka się utrzymała. Wygraliśmy trzy ostatnie mecze, więc bilans nie jest zły. Dla mnie to było trudne doświadczenie. Jestem przyzwyczajony do innego poziomu, innej intensywności, ale moi koledzy z drużyny trenują tylko trzy razy w tygodniu, bo muszą pracować. Często bywało tak, że już w 60. minucie niektórzy młodzi zawodnicy nie mieli sił.
Jak do pana podchodzili rywale? Każdy chciał udowodnić, że poradzi sobie z gwiazdą?