Reklama
Rozwiń

Kwiatkowski, Majka i Niewiadoma: Pamiętają, skąd wyszli

Michał Kwiatkowski, Rafał Majka i Katarzyna Niewiadoma – tak jak kiedyś Ryszard Szurkowski, Stanisław Szozda i Zenon Jaskuła – wyjechali w wielki świat z małych miejscowości i jeszcze mniejszych klubów.

Publikacja: 27.06.2018 18:00

Michał Kwiatkowski (z lewej) i Rafał Majka to wychowankowie małych klubów kolarskich.

Foto: AFP

Zbliża się Tour de France, najważniejsza impreza kolarska w roku. W Wandei na zachodzie Francji 7 lipca ruszy 105. edycja. Bogata historia Wielkiej Pętli dobrze pokazuje, kim trzeba być, żeby wygrywać. Pierwszy zwycięzca Maurice Garin, urodzony na głębokiej francuskiej prowincji, pracował przez wiele lat jako kominiarz.

Pięciokrotny triumfator, wielka legenda francuskiego kolarstwa Bernard Hinault wychowywał się na wsi w Bretanii, kształcił się na stolarza. Dziś na emeryturze wiedzie życie rolnika. Hiszpan Miguel Indurain, który również wygrał wyścig pięć razy, dorastał na wsi, codziennie pokonywał 20 kilometrów po górskich ścieżkach między rodzinnym domem a miejscowością, w której chodził do szkoły. Rodzice Christophera Froome'a, który wygrał już cztery edycje wyścigu, prowadzili w Kenii farmę. Chris wykorzystał i nadal wykorzystuje puste miejscowe drogi do kolarskich treningów. Takich historii są dziesiątki.

W Polsce było podobnie. Ryszard Szurkowski, nasz mistrz świata amatorów indywidualnie i w drużynie, wielokrotny zwycięzca Wyścigu Pokoju, urodził się w dolnośląskiej miejscowości Świebodów. Tam uczestniczył w pierwszych wyścigach, najpierw organizowanych wspólnie z kolegami. Gdy polubił jazdę na rowerze aż tak, że nie wyobrażał sobie bez niej życia, wstąpił do klubu – LZS Milicz.

Jego kariera wkrótce nabrała rozpędu. LZS, czyli ludowe zespoły sportowe, to w czasach PRL była kolarska kuźnia kadr. Do klubów trafiali najbardziej utalentowani zawodnicy pochodzący z małych miejscowości i ze wsi. Twardzi, przyzwyczajeni do ciężkiej pracy. Idealny materiał na kolarza.

Nieżyjący już Stanisław Szozda, wielki rywal Ryszarda Szurkowskiego, medalista mistrzostw świata, zwycięzca Wyścigu Pokoju i Tour de Pologne, zaczynał na poważnie ścigać się na rowerze w LKS Zarzewie Łąka Prudnicka, potem przeniósł się do LKS Prudnik. Oba kluby należały do zrzeszenia LZS. Na Opolszczyźnie działało kilkanaście takich klubów i wychowało wielu kolarskich mistrzów. Joachim Halupczok, mistrz świata amatorów, wielka nadzieja polskiego kolarstwa, którego karierę zatrzymała nagła śmierć, jeździł w LZS Ziemia Opolska.

Zenon Jaskuła, trzeci zawodnik Tour de France z 1993 roku, wychowywał się w wielkopolskim Błażejewie nad Jeziorem Kórnickim. Tam rodzice prowadzili gospodarstwo rolne. Mały Zenek ciężko pracował, by zarobić na pierwszy rower. Dlatego karierę zaczął dopiero w wieku 16 lat. Oczywiście trafił do LZS – Piasta Śrem. Po dwóch latach treningów został mistrzem Polski juniorów. Był talentem czystej wody, o czym nigdy nikt by się nie dowiedział, gdyby nie klub ze Śremu.

Toruńska szkoła

LZS nadal istnieją, ale nie mają już takiej siły szkoleniowego rażenia jak w czasach PRL. Kiedyś dobrze zorganizowane kluby wojskowe straciły dotacje, wsparcie związków sportowych. Nie wychowują już mistrzów klasy Szurkowskiego, Szozdy, Jaskuły.

Ale kolarstwo działa według tych samych reguł co przed laty. Zdolni zawodnicy wywodzą się z małych ośrodków. W położonych z dala od metropolii regionach łatwiej znaleźć miejsce do treningów i motywację do ciężkiej pracy. A jeśli pojawi się trener z pasją i sponsor oraz klub, który kontynuuje tradycje dawnych LZS, to rodzi się szansa na sukces.

Michał Kwiatkowski jest symbolem odrodzenia polskiego kolarstwa, nawiązaniem do lat dawnej chwały. W 2014 roku w Ponferradzie pięknym, przemyślanym atakiem zapewnił sobie tytuł mistrza świata. 28-letni kolarz wygrał już w karierze kilka znaczących wyścigów: Milan – San Remo, Amstel Gold Race, Classica San Sebastian, Tirreno – Adriatico. Jeździ w najlepszej grupie kolarskiej świata – brytyjskiej Team Sky.

Działania w Działyniu

Kwiatkowski urodził się w Chełmży, ale pochodzi z Działynia, gdzie rodzice prowadzili gospodarstwo rolne. Zachęcali dzieci do wszelkiej formy ruchu. Ojciec zbudował im tablicę z koszem. Na rowerze w Działyniu jeździł Radosław – starszy brat Michała, który koniecznie chciał pójść w jego ślady. Zapisał się tak jak on do działającego przy miejscowej szkole podstawowej Uczniowskiego Klubu Sportowego Warta Działyń. Razem stworzyli drużynę. Rodzice wozili ich na zawody. Michał wygrywał, obojętnie na jakim rowerze startował, górskim czy szosowym. – Nigdy nie spotkałem tak utalentowanego zawodnika. To był urodzony kolarz – wspominał pierwszy trener późniejszego mistrza świata Wiesław Młodziankiewicz.

Działyń od Torunia dzieli 40 kilometrów. W latach 90. w Toruniu działał już jeden z najprężniejszych klubów kolarskich w Polsce – Pacific. Istnieje do dziś. Historia – a jakże by inaczej – związana jest jednak z LZS. Na stronie internetowej Pacificu czytamy, że klub jest spadkobiercą i kontynuatorem „toruńskiej szkoły kolarskiej": LZS Mała Nieszawka, Ludowego Klubu Kolarskiego Kopernik i LKK Agromel. W tej szkole „uczyli się" wybitni polscy kolarze, olimpijczycy Andrzej Mierzejewski (Seul 1988), Janusz Sałach (Moskwa 1980) i Grzegorz Piwowarski (Barcelona 1992).

Pacific powstał w 1994 roku, przy zakładach produkujących płatki śniadaniowe. W klubie pracowali trenerzy, którzy wcześniej byli zatrudnieni w Agromelu. Zawsze mieli oko do młodych, zdolnych kolarzy, by żaden nie umknął ich uwadze, stworzyli system klubów filialnych. Jednym z nich była Warta Działyń.

Pracujący w Pacificu Lech Szyszkowski usłyszał o Kwiatkowskim. Pojechał do niego, by przekazać mu profesjonalny rower. Już za pierwszym razem zobaczył w młodym zawodniku z Działynia coś wyjątkowego. Wkrótce Pacific przejął Kwiatkowskiego. Młody Michał przeprowadził się do internatu w Toruniu, podjął naukę w Szkole Mistrzostwa Sportowego i trenował. Spotkał kolejnego zaangażowanego szkoleniowca. Marcin Mientki startował jeszcze w wyścigach, ale młodych kolarzy już uczył profesjonalnego podejścia do treningów. Był wzorem dla Kwiatkowskiego, który później uczyni go dyrektorem w założonej przez siebie w Toruniu Akademii Copernicus.

Sukcesy chłopaka z Działynia przyszły szybko. Kwiatkowski wygrywał niemal wszystko, co było do wygrywania w kategoriach juniorskich – mini Tour de Pologne, mistrzostwa Polski w swej kategorii wiekowej, mistrzostwa Europy, mistrzostwa świata w jeździe na czas. Po maturze wyjechał z bratem na Zachód, najpierw do Włoch, potem do Hiszpanii, gdzie jeździł w półamatorskich grupach. Pierwszym zawodowym zespołem był dla niego amerykański Radioshack, stworzony dla Lance'a Armstronga, a później Omega Pharma, Etixx, a od dwóch lat jeździ w grupie Sky. A wszystko zaczęło się w Działyniu.

Egzamin we Włoszech

Rodzice Rafała Majki długo wahali się, czy puszczać syna na treningi kolarskie. W domu, w gospodarstwie rolnym było sporo pracy, także dla dzieci. Rafała jednak ciągnęło do sportu. Najpierw chciał grać w piłkę nożną, bo brat występował w klubie w Raciechowicach. Kiedy w Zegartowicach pod Myślenicami trener Zbigniew Klęk, szukający zdolnych kolarzy do reaktywowanego przez siebie klubu WLKS Krakus Swoszowice zorganizował wyścig i wygrał go Rafał Majka, klamka zapadła.

Mieszkający w Zegartowicach Rafał miał wtedy 12 lat. Pojechał na górskim rowerze, w którym nie było żadnych bajerów, gadżetów, bo rodzice nie mieli pieniędzy na drogi sprzęt. Trzeba było tylko naciskać na pedały i jechać. Sprawdzian przeprowadzono na dwukilometrowej trasie wokół szkoły, to była jazda indywidualna na czas. Startowało 18 zawodników. Majka wygrał zdecydowanie. Wtedy, po tym pierwszym wyścigu, najważniejsze było to, że rodzice już się nie sprzeciwiali. Widząc sukcesy, pozwolili synowi na kontynuowanie przygody, odciążyli go od zajęć domowych.

Krakus Swoszowice jest klubem, który działa jak dawne LZS, i nawet ma w nazwie określenie ludowy. Jest kolarstwo, są sekcje jeździecka i piłkarska, jest Zbigniew Klęk, były kolarz Korony Kraków, który stworzył filie w małych miejscowościach – Zegartowicach, Skale, Ochotnicy Górnej. Jeździ po regionie, robi w szkołach nabory. Klęk wspomina, że wielu rówieśników Majki było równie utalentowanych. Nie mieli jednak tego zacięcia do pracy, by osiągnąć sukces. Majka świecił przykładem. Miał zapał, ale rodzice nie mieli pieniędzy. Klub Krakus dzięki sponsorom, m.in. byłemu kolarzowi Stanisławowi Czai, pomagał takim zawodnikom.

Najważniejszy oprócz pracy był jednak talent. – Nie chcę tu nikogo zaszokować, ale u Rafała było od zawsze tak, że im wyższa i cięższa góra, tym szybciej podjeżdżał pod nią. Wyniki badań miał na wysokim poziomie. Nadawał się do sportów wytrzymałościowych – mówi trener Krakusa.

Jeżeli ma się taki materiał, trzeba go wykorzystać. Odpowiednio dawkować treningi, we właściwym czasie nauczyć techniki. Klęk zapewnił Majce rozwój i choć w rywalizacji juniorów byli od niego lepsi, to potem w czasach seniorskich wykazał się większą motywacją.

Klęk wciąż doradza Majce przed podjęciem najważniejszych sportowych decyzji. Namówił go – i rodziców, którzy znów się wahali – do przeprowadzki do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Świdnicy, by nastoletni Rafał mógł połączyć treningi z nauką. Później doradził mu wyjazd do małych włoskich klubów, gdzie początkujący kolarze z całego świata dostają odpowiedź na pytanie, czy nadają się do zawodowego kolarstwa.

Majka zaliczył ten sprawdzian. W 2011 roku zaproszono go na staż do jednej z najmocniejszych wówczas grup zawodowych Saxo-Bank. Na treningach dotrzymywał koła Alberto Contadorowi. Hiszpan sam poprosił szefów grupy, żeby taki kolarz znalazł się w jego zespole. Przez siedem lat zawodowej kariery Majka zdobył medal igrzysk olimpijskich, wygrał trzy etapy Tour de France, był trzeci na Vuelcie a Espana, piąty w Giro d'Italia. Wciąż stać go na dobre wyniki. W ciężkich i radosnych chwilach dzwoni do pierwszego trenera z WLKS Krakus Swoszowice.

O umiejętnościach trenera świadczy to, czy potrafi wychować dobrych zawodników z pokolenia na pokolenie. Klęk jest jednym z najbardziej skutecznych kolarskich szkoleniowców. Spod jego ręki wyszedł Majka, ale również zwycięzca dwóch etapów Vuelty Tomasz Marczyński i najlepsza obecnie kolarka szosowa Katarzyna Niewiadoma.

Trafiła do kolarstwa trochę inną drogą niż Kwiatkowski i Majka. Rodzice uwielbiali jeździć na rowerach. Ojciec często zabierał córkę na przejażdżki kolarskich oldboyów. W rejonie Ochotnicy Górnej na Podhalu, skąd pochodzi, jest wiele wspaniałych tras. Ze starszymi zawodnikami Niewiadoma przemierzała drogi do Niedzicy, Czorsztyna, na Słowację. Gdy napotkała na swojej drodze trenera Klęka, miała już pierwsze kolarskie szlify. Krakus pomógł jej na początku zawodniczej kariery. Wyjeżdżała dzięki klubowi na zgrupowania, zawody. Trener prowadził ją ostrożnie tak jak wcześniej Majkę.

– Trener Klęk potrafi znaleźć talent, a potem umiejętnie poprowadzić zawodnika aż do wieku zawodowca. To wielka sztuka, bo nie wolno wyeksploatować organizmu, wszystko musi się odbywać powoli. Inne kluby mają zdolnych juniorów, którzy jednak szybko się wypalają. My cały czas się rozwijamy, mamy rezerwę, która pozwoliła nam zaistnieć w zawodowym peletonie – mówiła Niewiadoma w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej".

Szybko się okazało, że kolarka z Ochotnicy jest obiecującą juniorką, w 2012 roku została górską mistrzynią kraju. Rok później po młodzieżowych mistrzostwach Europy w Czechach podszedł do niej menedżer z Holandii i zaproponował wyjazd na staż do najlepszej grupy kobiecej na świecie Rabobank-Liv.

Dziś Niewiadoma ma kontrakt z Canyon SRAM Racing. Wygrała kilka znaczących wyścigów, zalicza się do ścisłej światowej czołówki. W igrzyskach w Rio de Janeiro była szósta, na ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Bergen wyścig ze startu wspólnego również ukończyła na szóstej pozycji.

Dobra pamięć

Michał Kwiatkowski jak każdy zawodowy kolarz ma mało czasu na inne zajęcia. Trenuje po kilka godzin dziennie, a jak nie trenuje, to startuje, potem się regeneruje. Blisko pięć lat temu, kiedy zaczął odnosić pierwsze sukcesy w zawodowym peletonie, otworzył w Toruniu Akademię Kolarską Copernicus. W wywiadach powtarza, że ktoś kiedyś jemu pomógł, to teraz on chce pomagać młodym kolarzom. Stworzył własny program szkoleniowy, zatrudnił dobrze znanych trenerów, których spotkał wcześniej na swojej drodze. Młodzi wychowankowie Copernicusa odnoszą pierwsze sukcesy.

Rafał Majka często odwiedza Krakusa Swoszowice. Kiedy przyjeżdża w rodzinne strony, lubi potrenować z młodymi zawodnikami. Namówił jednego ze sponsorów swojej grupy, firmę Specializded, by przekazała sprzęt do Krakusa.

Niewiadoma zawsze z sentymentem wypowiada się o swoim pierwszym klubie i trenerze. Jej rodzice założyli klub dla miłośników kolarstwa w Ochotnicy Górnej.

Kolarskie kluby mają szczęście do wychowanków. Oni nie wypierają się swoich korzeni.

Regiony
Dolny Śląsk zaprasza turystów. Szczególnie teraz
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku