Rz: Trenerzy z Lublina zrobiliby pewnie wiele, by dostać się do Legii choćby i na staż. Co pana skusiło, by wybrać odwrotny kierunek?
Jacek Magiera: Piękny stadion, duże miasto ze sportowymi ambicjami. W Lublinie przez lata nie udawało się zrobić wyraźnego kroku w przód. A ja lubię wchodzić do takich miejsc, budować w trudnych warunkach.
Czy przed podjęciem pracy w Motorze Lublin dzwonił pan do Jacka Bąka lub Jacka Krzynówka?
Nie, z nikim się nie kontaktowałem. Rozmawiałem tylko z prezesem Waldemarem Leszczem. Nasze rozmowy trwały kilka miesięcy. Zaczęliśmy we wrześniu, chwilę po tym, gdy odszedłem z Legii. Prezes chciał, bym zajął się odbudową piłki w Lublinie. Widział mnie w roli trenera albo dyrektora sportowego. Ostatecznie podjąłem pracę dopiero pod koniec roku. Z początku nie chciałem zmieniać otoczenia, miałem inne zobowiązania w Warszawie. Ale dałem się przekonać. Ustaliliśmy, że w Lublinie będę doradcą zarządu ds. sportowych. Odpowiadam za seniorów i młodzieżowców. Mam pomagać nowym trenerom – Tomaszowi Złomańczukowi oraz Grzegorzowi Komorowi. Choć nie ma mnie na każdym treningu, to jestem do ich dyspozycji. Mamy wspólny cel, czyli awans do II ligi.
Pytam, bo Bąk i Krzynówek swego czasu zainwestowali w Motor, chcieli go odbudować, ale wycofali się, tłumacząc, że trafili do klubu, którym rządzi prowizorka i chaos...