Obecny rząd obiecuje Małopolanom, że nareszcie weźmie się za inwestycje komunikacyjne. Wystarczy wyjechać samochodem z Krakowa ku Warszawie, aby zobaczyć szosę godną Pipidówki, korkujące ruch zwężenia pod wiaduktami, przejazdy drogi S-7 (podobno szybkiego ruchu) przez centra wsi i miasteczek. No i brak skomunikowania z autostradą A-4. Może coś wreszcie się ruszy, stosowne umowy podpisano. Podobnie, objeżdżając podbeskidzkie miasta i miasteczka, krążymy krętymi i wąskimi drożynami, a obiecywana jeszcze „za komuny" beskidzka droga integracyjna wciąż nie może wydostać się z fazy projektów.
Dawne lotnisko wojskowe w Balicach, awansowane i rozbudowane do miary drugiego po Okęciu portu lotniczego w Polsce ma wreszcie doczekać się nowego pasa startowego, który umożliwi powrót do Krakowa LOT-owskich boeingów obsługujących połączenia międzykontynentalne. Kiedyś można było dostać się stąd do Nowego Jorku i Chicago, ale „dreamlinery" już się nie mieszczą i w ten sposób Galicja znów stała się zapadłą prowincją świata. Kto wie, może zostanie nią dłużej? Przecież te wszystkie budowy zależą od sytuacji finansowej kraju, a ta nie jest najlepsza: mało kto wie, że w ubiegłym roku nastąpiło odwrócenie korzystnego dotąd napływu inwestycji zagranicznych do Polski, zmalały one aż o 40 proc.! Nie jest to, tylko wynik zmiany rządu i związanych z tym obaw, bo statystyka obejmuje cały rok 2015. Trzeba pamiętać, że po przypływie następuje odpływ, szkoda, że tak szybko. Do tego jeszcze opuszczenie Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię powiększy chaos i zmniejszy płynący do nas strumień unijnych środków.
Warto jednak mieć nadzieję. Kiedy patrzę na dzisiejszą (wciąż pozostawiającą wiele do życzenia) komunikację miejską w Krakowie, na stan dróg – powiedzmy, dwadzieścia lat temu i obecnie – widzę olbrzymi postęp. Małopolska ma bowiem ukryte rezerwy, o których niewiele wiadomo, podobnie jak o wawelskim czakramie. Z jednej strony jest to stolica smogu, bo to już nie miasta „czarnego Śląska", lecz Małopolski są najbardziej zatrute w całej Unii. Prym wiedzie należący do Śląska, lecz ciążący ku Małopolsce Żywiec, miejsce zaraz po nim zajmuje Kraków. Z drugiej strony długość życia w Małopolsce jest (obok Podkarpacia) najwyższa w kraju, a krakowianie są najbardziej długowieczni pośród mieszkańców wielkich miast w Polsce. Kraków bynajmniej się nie wyludnia, notuje nawet niewielki wzrost mieszkańców, a bezrobocie wynosi zaledwie 5,1 proc., niewiele więcej niż w Warszawie. Więc może Małopolska nie jest taka zła...