Rz: Jakie ma pan plany związane z 50-leciem pracy?
Lucjan Myrta: Na początku przyszłego roku obchodzę jubileusz. To nie jest praca, tylko odpoczynek. Kiedy praca staje się pasją, to odpoczywamy, ja od 50 lat. Zostałem zaproszony przez ministra kultury na spotkanie, które ma być wstępem do wystawy – raczej w Warszawie.
Dlaczego nie na Pomorzu? To głównie tam pan tworzył.
Przez wiele lat mieszkałem na Śląsku. Pochodzę z Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Ma to wiele zalet, dzięki temu nie miałem kontaktu ze środowiskiem, do wielu rzeczy dochodziłem sam, rozwinąłem inne techniki i inny sposób patrzenia na bursztyn. Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło. Musiałem często jeździć na Wybrzeże, rocznie przejeżdżałem tysiące kilometrów. W końcu miałem wypadek, przeprowadziłem się do Sopotu. Mam wrażenie, że im dalej od miejsca tworzenia, tym bardziej jest się docenianym. Nie można być prorokiem we własnym kraju.
Czego można oczekiwać?