Przyszłość przed metropoliami

Głównymi motorami rozwoju są dziś obszary metropolitalne – mówi Kazimierz Karolczak, przewodniczący zarządu Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii.

Publikacja: 10.10.2017 21:30

Przyszłość przed metropoliami

Foto: materiały prasowe

Rz: Z biznesu, agencji pracy, którą sprzedał pan Włochom, przeszedł pan do polityki, a dokładnie do SLD. Nie żałuje pan tej decyzji?

Kazimierz Karolczak: Do SLD wstąpiłem dużo wcześniej, kiedy jeszcze prowadziłem firmę. Sądziłem, że moja aktywność polityczna ułatwi prowadzenie działalności takim ludziom jak ja. Kiedy zaczynałem działalność gospodarczą, spotkałem się z masą absurdów i trudności w prowadzeniu firmy. Chciałem z tym walczyć i mieć wpływ na zmiany prawne ułatwiające zakładanie i prowadzenie biznesu. Mnie się udało, osiągnąłem sukces, ale ilu ludzi, tak samo ciężko pracujących lub nawet ciężej, poniosło porażkę, nie sposób policzyć. Byłem także członkiem założycielem Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia, które miało podobne cele: wpływania na zmiany przepisów prawa, dzięki którym byłoby łatwiej prowadzić tego typu działalność. Kiedy sprzedałem firmę, ówczesny przewodniczący Sojuszu Grzegorz Napieralski szukał ludzi, którzy pomogą mu zarządzać finansami partii, wprowadzić nowe standardy. Zostałem skarbnikiem partii – wprowadziłem wiele nowych rozwiązań. Napisaliśmy nawet specjalny program do obsługi przepływów finansowych, bo ustawa o partiach politycznych nakłada na nie takie wymogi, że nie mogą one korzystać z żadnych standardowych programów wykorzystywanych w biznesie. Trudno więc powiedzieć, że byłem politykiem. Raczej byłem menedżerem odpowiedzialnym za obszar finansów i zarządzania.

Ale słyszałam, że ta prawdziwa polityka zawsze pana ciągnęła.

Bo jestem osobą bardzo aktywną i cały czas szukam możliwości zmiany tego, co mi przeszkadza w otaczającej mnie rzeczywistości. A polityka jest dobrym narzędziem do tego, by zmienić świat.

Dzięki sojuszowi PO i SLD w sejmiku województwa śląskiego wszedł pan do czynnej polityki. Został pan członkiem zarządu, a pierwszym zadaniem było dokończenie modernizacji Stadionu Śląskiego.

Obszarów dostałem całkiem sporo, nie tylko stadion, choć on był ważny i symboliczny. Otworzyliśmy go 1 października. Podlegało mi także zarządzanie europejskim funduszem społecznym, dodam największym w Polsce, do tego obszar promocji gospodarczej regionu, współpracy międzynarodowej i relacji z otoczeniem biznesu i nauki. Byłem pomysłodawcą powołania stowarzyszenia „ProSilesia", w skład którego oprócz województwa śląskiego weszły miasta, stolice subregionów oraz wszystkie uczelnie publiczne plus instytucje otoczenia biznesu. Dzięki temu udało się zbudować platformę współpracy w trójkącie biznes–nauka–samorząd. Jesteśmy teraz w stanie dużo lepiej koordynować wspólne inicjatywy na rzecz własnego rozwoju i rozwoju regionu.

Dwa tygodnie temu został pan szefem Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii. Czegoś, czego jeszcze w Polsce nie było.

Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze, od dwóch lat nie jestem członkiem żadnej partii, przez co byłem do zaakceptowania przez zdecydowaną większość włodarzy miast, którzy szukali menedżera, a nie polityka do zarządzania metropolią. Dzięki pracy w samorządzie województwa poznałem też wielu burmistrzów, prezydentów i wójtów. I chyba dobra ocena mojej pracy zaważyła na tym, że zaproponowano mi pełnienie tej funkcji. Ponieważ metropolia jest obszarem ponadlokalnym, działającym regionalnie, to dla mnie nic nowego. Podobne cele, tylko decyzje podejmowane dla innych interesariuszy.

Zapytam trochę przewrotnie – czy zostałby pan przewodniczącym Metropolii „Silesia"?

Nie mam problemu z nazwą, choć dobrze się stało, że z niej zrezygnowano. Całe województwo nie jest przecież Śląskiem. Z różnych stron płynęło wiele uwag, a przecież jest jeszcze Śląsk Opolski, Śląsk Cieszyński, Dolny Śląsk. Ja się czuję zagłębiakiem, choć nie urodziłem się w Zagłębiu, ale to jest ta moja „mała ojczyzna". Nazwa Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia jest dobra jako formalnoprawna nazwa, ale na pewno jest trudna do promocji za granicą. Być może będziemy szukać takiej nazwy marketingowej, która pogodzi wszystkich.

Metropolia wystartuje 1 stycznia. Ma 2,3 mln mieszkańców, dla porównania Warszawa – 1,7 mln osób. Duża odpowiedzialność?

Bardzo duża. Zaczęliśmy już tworzyć urząd, rozpoczęliśmy pierwsze rozmowy o współpracy z prezydentami, burmistrzami i wójtami.

Wobec metropolii są spore oczekiwania. Jej ideą jest współpraca ponadlokalna między samorządami, która do teraz nie była możliwa. Ustawa o samorządzie wskazywała zadania gminy, które kończą się na jej granicy administracyjnej. To był i jest duży problem, który dławił gminy.

To nie jest tak, że ja jestem szefem prezydentów, raczej menedżerem do zarządzania ich potrzebami. Trudno mnie porównywać do prezydent Warszawy czy burmistrza Londynu.

Co czeka w Nowy Rok mieszkańców metropolii?

Wspólny bilet autobusowo-tramwajowy. Dziś mamy trzech przewoźników – KZK GOP, MZKP Tarnowskie Góry oraz MZK Tychy – oni mają zupełnie inne myślenie o transporcie, inną siatkę i często ich autobusy pokrywają się na trasach innych przewoźników. Na obszarze metropolii mieszkaniec nie powinien się zastanawiać, jakim autobusem, jakiego przewoźnika pojedzie. Jeden wspólny bilet, wspólna taryfa jest naszym najbliższym priorytetem.

Bilet to nie wszystko. Żeby mieszkańcy odczuli zmianę i lepszą jakość, musi być nowa, zbudowana od podstaw, według nowych realiów siatka połączeń.

Przygotujemy ją w 2018 r., ale musimy to zrobić odpowiedzialnie. Wiem, że są oczekiwania na takie radykalne zmiany, bo obecna siatka połączeń nie oddaje zmian, jakie nastąpiły w ostatnich latach – nowych zakładów pracy, nowych osiedli, nowych przystanków.

System transportowy dużego miasta jest bardzo wrażliwym systemem i nie da się w ciągu jednego dnia zrobić rewolucji. A nawet jak już będziemy wiedzieli, jak to zrobić, to trzeba do tego mieszkańców przygotować.

Cena wspólnego biletu spadnie?

Co do stawek nie chcę o tym przesądzać. Jest taka szansa choćby z tego powodu, że możemy zaoszczędzić na tych dublujących się połączeniach.

Budżet metropolii szacowano na 250 mln zł. Będzie większy?

Wyliczyliśmy, że będzie to ponad 300 mln zł, w tym ok. 30 mln zł ze składek gmin-członków. Z rządem mamy taką dżentelmeńską umowę, że te pieniądze, które dostaniemy z udziału w PIT, zostaną wydane na projekty twarde, czyli inwestycje infrastrukturalne wpisane w ustawę. Miękkie projekty, bieżące będziemy finansować ze składek miast.

Jakie są priorytety inwestycyjne?

Infrastruktura, a więc choćby przystanki, a raczej centra przesiadkowe, docelowo budowa kolei metropolitalnej – osi komunikacyjnej dla metropolii. Chcielibyśmy tak podnieść jakość komunikacji publicznej, by stała się alternatywą dla prywatnego samochodu.

Przykłady ze świata pokazują, że nie da się w nieskończoność rozwijać automobilności. Budowa metra jest u nas niemożliwa chociażby ze względu na trudności geologiczne. Musimy rozwinąć, usprawnić połączenia kolejowe, m.in. dobudować dwa tory między Będzinem a Gliwicami.

Tylko że projekt kolei metropolitalnej do 2020 nie ma szansy powstać. Nie ma pieniędzy, na modyfikację projektu już za późno.

A ja uważam, że nadzieja jest. 12 października jesteśmy umówieni z zarządem PKP PLK w tej sprawie. Nic nie jest przesądzone, wola współpracy jest. Może będziemy w tym projekcie partycypować.

Metropolię tworzy 41 gmin o bardzo różnych potrzebach. Czego oczekują?

Dużo oczekiwań jest co do planowania przestrzennego i do tego, jak ze sobą współpracować. Małe gminy są często zapleczem dużych miast, ale choćby chciały i miały w tym interes, nie mogą współpracować, np. uzbroić im terenów. Metropolia to umożliwia. Chcemy powołać fundusz zrównoważonego rozwoju, taki metropolitalny fundusz spójności. Korzystałyby na tym mniejsze gminy, które dziś niejednokrotnie nie mają nawet na wkład własny do unijnego projektu, nie mówiąc już o finansowaniu całości inwestycji.

Do tego wspólna promocja. Do tej pory każde z miast rozmawiało z inwestorami za granicą samodzielnie. Jakie to przynosiło efekty, najlepiej pokazują starania o Euro 2012. Stadion Śląski znajduje się w granicach Chorzowa, więc to miasto składało aplikację na organizację meczów, ale wpisało posiadanie zaledwie jednego hotelu, choć 200–300 metrów dalej były następne dwa, ale już poza granicami administracyjnymi Chorzowa. Jak wiemy, Chorzów odpadł. Metropolia będzie jednym organizmem z ogromnym potencjałem. Zresztą to się już dzieje – prezydent Katowic Marcin Krupa pozyskał deklarację organizacji w regionie szczytu klimatycznego w 2018 r.

Tworzycie urząd metropolii. Nie boi się pan zarzutu tworzenia posadek dla kolegów?

Ja mam ten komfort, że mam doświadczenie biznesowe i wiem, że czasem jedna osoba wystarczy za trzy. Wiem, jakie nowoczesne narzędzia wykorzystywać, by sprawnie zarządzać. I metropolia może wykorzystać z powodzeniem korporacyjne rozwiązania. Oczywiście urząd ma swoje ograniczenia formalnoprawne, np. musi posiadać odpowiednie służby czy choćby sekretarza i skarbnika. Jednak każdy z 41 prezydentów patrzy, co my tutaj robimy, i sprzyjanie konkretnym osobom czy realizacja ich oczekiwań będą od razu napiętnowane.

Metropolia województwa śląskiego stoi przed ogromną szansą. Od tego, jak ją wykorzysta, zależy rozwój metropolii w Polsce. Czeka na to chociażby Trójmiasto.

To jest trend europejski. Patrzymy, że dziś głównymi motorami rozwoju są obszary metropolitalne. To są już megatrendy, trudno z nimi walczyć. Wierzę, że damy dobry przykład i politycy oraz mieszkańcy to docenią, choć na pewno nie ustrzeżemy się błędów. Nie popełnia ich tylko ten, co nic nie robi. Przyszłość jednak przed metropoliami.

Rz: Z biznesu, agencji pracy, którą sprzedał pan Włochom, przeszedł pan do polityki, a dokładnie do SLD. Nie żałuje pan tej decyzji?

Kazimierz Karolczak: Do SLD wstąpiłem dużo wcześniej, kiedy jeszcze prowadziłem firmę. Sądziłem, że moja aktywność polityczna ułatwi prowadzenie działalności takim ludziom jak ja. Kiedy zaczynałem działalność gospodarczą, spotkałem się z masą absurdów i trudności w prowadzeniu firmy. Chciałem z tym walczyć i mieć wpływ na zmiany prawne ułatwiające zakładanie i prowadzenie biznesu. Mnie się udało, osiągnąłem sukces, ale ilu ludzi, tak samo ciężko pracujących lub nawet ciężej, poniosło porażkę, nie sposób policzyć. Byłem także członkiem założycielem Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia, które miało podobne cele: wpływania na zmiany przepisów prawa, dzięki którym byłoby łatwiej prowadzić tego typu działalność. Kiedy sprzedałem firmę, ówczesny przewodniczący Sojuszu Grzegorz Napieralski szukał ludzi, którzy pomogą mu zarządzać finansami partii, wprowadzić nowe standardy. Zostałem skarbnikiem partii – wprowadziłem wiele nowych rozwiązań. Napisaliśmy nawet specjalny program do obsługi przepływów finansowych, bo ustawa o partiach politycznych nakłada na nie takie wymogi, że nie mogą one korzystać z żadnych standardowych programów wykorzystywanych w biznesie. Trudno więc powiedzieć, że byłem politykiem. Raczej byłem menedżerem odpowiedzialnym za obszar finansów i zarządzania.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Regiony
Dolny Śląsk zaprasza turystów. Szczególnie teraz
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break