Rz: Z biznesu, agencji pracy, którą sprzedał pan Włochom, przeszedł pan do polityki, a dokładnie do SLD. Nie żałuje pan tej decyzji?
Kazimierz Karolczak: Do SLD wstąpiłem dużo wcześniej, kiedy jeszcze prowadziłem firmę. Sądziłem, że moja aktywność polityczna ułatwi prowadzenie działalności takim ludziom jak ja. Kiedy zaczynałem działalność gospodarczą, spotkałem się z masą absurdów i trudności w prowadzeniu firmy. Chciałem z tym walczyć i mieć wpływ na zmiany prawne ułatwiające zakładanie i prowadzenie biznesu. Mnie się udało, osiągnąłem sukces, ale ilu ludzi, tak samo ciężko pracujących lub nawet ciężej, poniosło porażkę, nie sposób policzyć. Byłem także członkiem założycielem Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia, które miało podobne cele: wpływania na zmiany przepisów prawa, dzięki którym byłoby łatwiej prowadzić tego typu działalność. Kiedy sprzedałem firmę, ówczesny przewodniczący Sojuszu Grzegorz Napieralski szukał ludzi, którzy pomogą mu zarządzać finansami partii, wprowadzić nowe standardy. Zostałem skarbnikiem partii – wprowadziłem wiele nowych rozwiązań. Napisaliśmy nawet specjalny program do obsługi przepływów finansowych, bo ustawa o partiach politycznych nakłada na nie takie wymogi, że nie mogą one korzystać z żadnych standardowych programów wykorzystywanych w biznesie. Trudno więc powiedzieć, że byłem politykiem. Raczej byłem menedżerem odpowiedzialnym za obszar finansów i zarządzania.
Ale słyszałam, że ta prawdziwa polityka zawsze pana ciągnęła.
Bo jestem osobą bardzo aktywną i cały czas szukam możliwości zmiany tego, co mi przeszkadza w otaczającej mnie rzeczywistości. A polityka jest dobrym narzędziem do tego, by zmienić świat.
Dzięki sojuszowi PO i SLD w sejmiku województwa śląskiego wszedł pan do czynnej polityki. Został pan członkiem zarządu, a pierwszym zadaniem było dokończenie modernizacji Stadionu Śląskiego.