Ten sezon w Zakopanem i w podtatrzańskich wioskach zaczął się wcześnie i już teraz widać, że będzie można zaliczyć go do udanych. Z Kasprowego można było bez problemów zjeżdżać już w połowie listopada.
Naśnieżenie stoków położonych niżej też nie jest problemem. Bo sprzętu jest pod dostatkiem. Wypożyczalnie pracują pełną parą. Górale zainwestowali, bo zorientowali się, że Polacy niekoniecznie muszą jechać do Austrii, Włoch czy na Słowację. A co więcej, wielu cudzoziemców, wśród nich przede wszystkim Brytyjczycy, którzy przyjeżdżają do Krakowa, jedzie także na narty do Zakopanego.
Co najbardziej przeszkadza turystom w spędzeniu urlopu zimowego pod Tatrami? Oczywiście transport. Zakopianka nadal jest zapchana i wprawdzie pojawiły się jakieś nadzieje na poprawę, ale z pewnością nie będzie ona widoczna w tym czy nawet w następnym sezonie. Samorządy i prywatni inwestorzy uporali się już z kłopotami parkingowymi. Może więc jest jakaś nadzieja, że nie tylko auto będzie gdzie postawić, ale i że będzie można nim tam dojechać, nie stojąc w godzinnych korkach.
Jest jeszcze jeden problem – smog, który jest następstwem tego, że w wielu podtatrzańskich miejscowościach nadal pali się w piecach czymkolwiek. Wydaje się, że i z tym powoli można sobie poradzić. Smog staje się problemem numer jeden wielu polskich miast i są pieniądze na walkę z tym bardzo niekorzystnym dla zdrowia zjawiskiem. W przypadku Tatr, a zwłaszcza Zakopanego, jest to szczególnie ważne, bo przecież przyjeżdżamy tu oddychać czystym górskim powietrzem, którego w miastach w Polsce centralne, nie mówiąc już o Śląsku, raczej nie ma.