Tak się złożyło, że swoje drugie zawody Pucharu Świata wygrała pani dokładnie w 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości...
Wiedziałam, że w Polsce jest święto, ale kiedy wchodzę na lodowisko, wszystkie rzeczy zostają na zewnątrz. Dopiero kiedy po dekoracji wróciłam do pokoju uświadomiłam sobie, że to akurat ten dzień. Zrobiło mi się miło, że właśnie w takim momencie mogłam walczyć na lodzie. Zawsze jednak sobie powtarzam, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Nie mam szczęśliwych skarpetek czy bielizny, nie martwię się też, jak kot przebiegnie mi drogę. Ogólnie nie jestem przesądna.
A historia z niedotykaniem metalowych rzeczy?
A tak! Chociaż to akurat wynika z tego, że bardzo nie lubię zapachu miedzi i innych metali. Klamka tutaj akurat jest w porządku, ale w domu mieliśmy jeszcze stare, dlatego jak wchodziłam do łazienki, od razu musiałam umyć ręce. A jak trzeba było z tej łazienki wyjść, to otwierało się łokciem lub przez bluzę. Wiem, to dziwne (śmiech).
Short-track nie jest bogatą dyscypliną. Szczególnie głośno było o tym przed igrzyskami w Soczi, kiedy dwie pani koleżanki ze sztafety z mistrzostw Europy zdecydowały się na sesję w magazynie „Playboy". Promowały akcję, której celem było zdobycie funduszy umożliwiających przygotowania i wyjazd na igrzyska. Trochę smutne.
W moim przypadku dużo zmieniło się po mistrzostwach świata, ale tylko i wyłącznie dlatego, że zdobyłam pieniądze ministerialne i znalazłam się w Team100. Złapałam oddech, bo wcześniej były tylko pieniądze od sponsora, który jest ze mną na dobre i na złe, kilkaset złotych z miasta oraz stypendium olimpijskie. Bywało ciężko.
A ile kosztują dobre łyżwy?
Nawet 10 tys. zł. Odlot, prawda? A wcześniej często trzeba było liczyć od pierwszego do pierwszego. Jak spóźniał się przelew, to od razu dzwoniłam, bo musiałam przecież zapłacić za mieszkanie, kupić jedzenie. Nie było fajnie. No i ten strach. W sztafecie, gdzie zwykle zdobywałyśmy stypendium, jechało się zwykle tylko po to, żeby nie upaść. Żeby nie zrobić dyskwalifikacji i znaleźć się w ósemce. Teraz jest lżej. Mam na mieszkanie, paliwo, mogę kupić dodatkowe płozy, jeśli akurat związek nie może tego sfinansować. Duża ulga.
Gdyby miała pani przekonać młodych do tej dyscypliny, co pani by im powiedziała?
Dzieciaki nie zdają sobie sprawy, jak niesamowity jest to sport, jak ta dyscyplina wygląda na świecie. W Polsce na trybunach jest cisza, słychać, jak ktoś oddycha. Na PŚ szał, ludzie krzyczą, niesamowite widowisko. A jak jeszcze zbierasz medale, to dopiero jest jazda. Nawet jak teraz o tym opowiadam, to mam ciarki.
Chciałaby pani żyć w Korei Południowej? Tam łyżwiarze są gwiazdami.
Nie. Wierzę, że i u nas short-track będzie rozpoznawalny, chociaż na to potrzeba czasu. Nie mówię, że będzie na poziomie skoków czy biegów narciarskich, ale będzie obecny w świadomości kibiców. Short-track ma teraz u nas swoje pięć minut, można powiedzieć, że przeciągają się one nawet do dziesięciu. Teraz rozmawiam z tobą, wcześniej mieliśmy sesję zdjęciową dla sponsora, Patrycja kręciła film dla Lotto, a jutro przyjeżdża Polsat. Wiem, że muszę spotykać się z ludźmi, bo dzięki temu mogę rozpropagować dyscyplinę. Chociaż nie ukrywam, że jak ktoś przyjeżdża z taką wielką kamerą, to czuję się trochę osaczona. Dużo lepiej mi na lodowisku.
Wiadomo, co ciągnie do góry takie dyscypliny. Medal olimpijski.
Kiedy Patrycja startowała na igrzyskach, nawet nie zdawałam sobie sprawy, jaką wielką pracę trzeba wykonać, żeby w ogóle się tam dostać. Trzeba się zakwalifikować i najgorsze jest to, że niektórzy tego nie rozumieją, szczególnie ci wypisujący komentarze w portalach społecznościowych. Byłam zestresowana przy pierwszym biegu eliminacyjnym. Ponad 30 osób, które przyjechały tam po medal i ja wśród nich. Bałam się, czy wszystko zrobię idealnie, bo stres zżera bardzo dużo energii i czasami potrafi doprowadzić do tego, że popełniamy błędy, których nigdy wcześniej nie robiliśmy. Do tego wszędzie kółka olimpijskie, kamery i masa ludzi, bo w Korei jest to sport narodowy. Kiedy przeszłam pierwszą rundę, było wielkie ufff. Wiedziałam, że jestem już w ćwierćfinale, więc jest pewien luz.
Jak odebrała pani 11. miejsce?
Wracałam, czując straszny niedosyt, chociaż w ćwierćfinale rywalizowałam z mistrzynią i wicemistrzynią olimpijską. Wiem, że odrobiłam lekcję i dzięki temu teraz jestem w tym miejscu, w którym jestem. Jak zaczął się sezon, to skopałam tyłek wicemistrzyni olimpijskiej.
Można powiedzieć, że przeciera pani ślady w polskim short-tracku. Pierwszy medal mistrzostw świata, pierwsze podium i pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata...
Zawsze mówiłam, że moim marzeniem nie jest pojechać na igrzyska, bo wiem, że to dla mnie coś realnego. Wyjazd na igrzyska jest super, ale ja chcę tam walczyć, prezentować taki poziom, na jaki zasłużyłam swoją pracą. Na następnych igrzyskach znów dam z siebie wszystko, ale pamiętajmy, że to sport. No i lód jest śliski. ©?
—rozmawiał Rafał Bieńkowski