Po kilku latach sytuację dobrze obrazuje smutne stwierdzenie: miało być dobrze, a wyszło jak zwykle. Spadek marż, wzrost kosztów, źle skonstruowane umowy – to wszystko sprawiło, że czołowi gracze branży stanęli na skraju bankructwa. Wnioski? Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Chodzi nie tylko o imprezy sportowe, ale i różnego rodzaju festiwale i imprezy kulturalne. Ich efekty wizerunkowe są niezaprzeczalne. Tak jak w przypadku Wrocławia – Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Ale czy da się na nich zarobić?
To jest trochę tak jak w mechanice kwantowej, gdzie słynny kot Schrödingera może być równocześnie żywy i martwy. Tu również nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jednak praktyka pokazuje, że przy spełnieniu pewnych warunków prawdopodobieństwo zarobienia na tego typu imprezach znacząco rośnie. Kwestię opłacalności musimy rozpatrywać w dłuższym okresie, bo nie chodzi wszak o samo porównanie dochodów ze sprzedaży biletów z poniesionymi kosztami. Przy ważnym wydarzeniu i dobrej organizacji możemy liczyć na stworzenie nowych miejsc pracy, rozbudowę infrastruktury i poszerzenie oferty, co z kolei może zaowocować napływem turystów. Zyskuje cała grupa przedsiębiorców – hotele, restauracje, dostawcy żywności czy sprzedawcy pamiątek. Wyższe wpływy do budżetu poprawiają sytuację miast, a dzięki temu mogą one korzystać z finansowania na korzystniejszych warunkach. Znów mogą inwestować, przyciągać turystów i koło się toczy.
Jakie warunki muszą być spełnione, żeby impreza była opłacalna? Wspomniana już dobra organizacja, skuteczna promocja i dopasowanie oferty do możliwości organizatorów to tylko niektóre z nich. Praktyka pokazuje, że są miasta, które sobie z tym całkiem nieźle radzą. Przykładem jest Wrocław, który w 2016 r. został Europejską Stolicy Kultury. Czas pokaże, jak sobie poradzi. Optymizmem napawa fakt, że już na samym początku przyjęto cele – również ekonomiczne. Władze miasta chcą, by sektor prywatny bardziej zaangażował się we wspieranie inicjatyw kulturalnych i żeby Wrocław odwiedzało dwa razy więcej turystów niż dotąd. „Sztuka przynosi nam dowód, że istnieje coś innego niż nicość" – zwykł mawiać Marcel Proust. Taki dowód trudno rozpatrywać w kategoriach materialnych. Ale zapewne byłby jeszcze cenniejszy, gdybyśmy nie musieli do imprez kulturalnych dopłacać.