Biegam nawet teraz, żeby – jak to się ładnie mówi – zgubić zbędne kilogramy. Może dlatego pozwoliłbym sobie na taką tezę, że kiedy się biega, warto uważać, żeby nie zgubić wszystkiego, żeby przede wszystkim nie zgubić samego siebie. A mówię to wszystko po to, żeby na moją, krytyczną wobec masowego biegania, perspektywę biegacze się nie obrazili. Ja też znam to wspaniałe uczucie.
Pomyślałem sobie o tym, patrząc na wielość sportowych imprez, powstających jak grzyby po deszczu, również tu, na Mazowszu. Biegi, marsze, rajdy rowerowe, a także bardziej ekstremalne przeżycia, jak kąpiele w przeręblach czy wielokilometrowe drogi krzyżowe. Sport i inne formy rekreacji zdają się przenikać życie społeczne od góry do dołu. Samorządowcy dość szybko ten narodowy pęd do sportu wychwycili, a polskie miasteczka zarosiły się od obiektów sportowych, na których utrzymanie wydaje się coraz większe pieniądze, zaciąga kredyty i na które czasami nas po prostu nie stać. Ćwiczą właściwie wszyscy. Crossfit, pływanie, siłownia, piłka nożna, siatkówka, rowery, zumba. Bezapelacyjnie króluje bieganie.