Z tą argumentacją nie zgadzał się właściciel budynku. Gmina upierała się, że ten nie wykazuje żadnych wartości artystycznych, nie posiada cech zabytku. A objęcie go ochroną stanowi nieproporcjonalne działanie organu konserwatorskiego ograniczające prawo własności. Wskazywano, że zgodnie z opiniami naukowymi budynek pozbawiony jest walorów zabytkowych z wyjątkiem dawnych napisów wewnątrz budynku. Zaś jego stan techniczny bezpośrednio zagraża zdrowiu i bezpieczeństwu.
Odwołanie nic nie dało i spór trafił na wokandę. W pierwszej instancji skończył się jednak fiaskiem dla właściciela oficyny. Wojewódzki Sąd Administracyjny (WSA) w Warszawie tłumaczył, że jednym z podstawowych obowiązków Rzeczypospolitej Polskiej jest ochrona dziedzictwa narodowego. Przepisy regulujące zagadnienie wpisu obiektu do rejestru zabytków nie wprowadzają zaś szczegółowych przesłanek, którymi powinien kierować się organ, dokonując oceny celowości objęcia zabytku ochroną konserwatorską. Zatem jego decyzja ma charakter uznaniowy i opiera się na ocenie danego przedmiotu ochrony przez pryzmat ustawowej definicji zabytku, zgromadzonej w sprawie dokumentacji oraz wiedzy i doświadczenia wojewódzkiego konserwatora zabytków oraz podległych mu pracowników wojewódzkiego urzędu ochrony zabytków. A WSA nie dopatrzył się, aby urzędnicy przekroczyli granice uznania administracyjnego. Co więcej, jego zdaniem ich argumentacja dotycząca wartości historycznej i naukowej spornego obiektu zasługuje w pełni na aprobatę.
Czy zawsze cały budynek musi trafić do rejestru zabytków?
Zupełnie pod innym kątem na sprawę i problem ochrony zabytków spojrzał dopiero NSA. Nie tylko skasował zaskarżony wyrok, ale także decyzje obu instancji. Zgodził się ze skarżącą, że w sprawie ocena materiału dowodowego nosiła cechy dowolności i była wybiórcza. Sądowi nie umknął też fakt fundamentalnej, długotrwałej wątpliwości co do rzeczywistej wartości zabytkowej całego obiektu, co musiało rzutować na ocenę proporcjonalności zastosowanego środka ochrony. Postępowanie w sprawie trwało wiele lat i cechowała je niekonsekwencja ze strony samego organu konserwatorskiego. A to zdaniem sądu miało fundamentalne znaczenie, bo nie ma jednoznacznej sytuacji co do wartości zabytkowej całego obiektu. Jest za to ścieranie się przeciwstawnych opinii.
NSA zauważył, że wpis do rejestru zabytków jest najbardziej intensywną formą ich ochrony i stanowi głęboką ingerencję w konstytucyjnie chronione prawo własności. I dlatego należy go stosować z uwzględnieniem zasady proporcjonalności. Oznacza ona, że zastosowany środek musi być przydatny do osiągnięcia zamierzonego celu i niezbędny w tym sensie, że nie istnieje inny, mniej uciążliwy prowadzący do jego osiągnięcia. Jak tłumaczył sąd w spornym przypadku konieczne jest zachowanie proporcji między ciężarem a obowiązkami.
Czy przy ochronie zabytków należy ważyć interes właściciela?
NSA zauważył, że sporny obiekt jest już w wojewódzkiej ewidencji zabytków. Ul. Twarda – układ urbanistyczny jest już chroniony i obowiązkiem organu w sprawie było wyjaśnienie, dlaczego konieczne jest wprowadzenie dodatkowej, bardziej restrykcyjnej formy ochrony dla całego budynku. Nałożenie trzeciej, najsurowszej formy ochrony bez wykazania nieadekwatności dotychczasowych środków, zdaniem sądu, jest naruszeniem zasady konieczności, subsydiarności ingerencji w prawo własności.
Jak tłumaczył sędzia NSA Mirosław Gdesz, czymś innym jest ochrona obiektu o jednoznacznych, bezdyskusyjnych wartościach, a czymś innym jest nakładanie najsurowszego reżimu ochronnego na taki, którego wartość od lat budzi poważne wątpliwości. Wpisanie do rejestru zabytków całego budynku, gdy jego znaczna część jest pozbawiona cech zabytkowych, a jego stan techniczny grozi katastrofą jest działaniem nieproporcjonalnym i nie wypełnia testu konieczności.