Do jego kasy trafiło zaś z tego tytułu zaledwie 698,4 mln zł. Co w praktyce oznacza, że w latach 2004–2018 mazowieckie straciło na janosikowym 7,714 mld zł.
Z kolei największym płatnikiem janosikowego wśród polskich miast jest stolica. W latach 2007–2019 na część równoważącą Warszawa wydała łącznie ponad 11 mld zł. W tym samym okresie Gdańsk przeznaczył na ten cel 437 mln zł, Wrocław – 731 mln zł, Kraków – 804 mln zł, a Poznań – 922 mln zł.
Autorzy raportu wskazują na duże dysproporcje między tymi, którzy na janosikowym tracą, a tymi, którzy na nim zyskują. Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że z 380 powiatów (w tym 66 miast na prawach powiatu) janosikowe płacą 53 powiaty (31 miast na prawach powiatu). Z kolei z 2 477 gmin specjalną daniną obciążonych jest zaledwie 106. A to, jak wskazano w opracowaniu, oznacza, że pieniędzmi 159 samorządów (łącznie płatników jest 160, ale Mazowsze płaci część regionalną, która jest rozdysponowywana na szczeblu wojewódzkim) dzieli się aż 378 powiatów i 1526 gmin.
Inicjatywa „Stop janosikowe” uważa, że obecne zasady mechanizmu wyrównywania szans w samorządach nie odzwierciedlają ich bieżącej sytuacji budżetowej. Zapewnia jednak, że od początku chodziło jej nie o likwidację janosikowego, ale o zmianę zasad jego naliczania i podziału. Będzie to ważne zwłaszcza teraz, w kontekście zmniejszenia dochodów podatkowych samorządów, związanych m.in. z obniżeniem PIT. Problemem jest też to, że janosikowe w obecnym kształcie nie uwzględnia realnej liczby mieszkańców oraz wzrostu kosztów ponoszonych w różnych częściach kraju, zwłaszcza rosnących cen energii czy utylizacji odpadów.
CZYTAJ TAKŻE: Janosikowe trzeba odesłać do lamusa
Dużą część raportu stanowi analiza tego co o janosikowym wiedzą, sądzą i czego oczekują od niego Polacy. Z badania przeprowadzonego przez IBRiS wynika, że większość, bo 69 proc. Polaków wie, czym jest janosikowe. Co ciekawe, 52,5 proc. zgadza się, że część funduszy powinna być przeznaczana z bardziej zamożnych do mniej zasobnych regionów. A najbardziej skłonni do dzielenia się są mieszkańcy dużych miast (250–500 tys. mieszkańców), wśród których jest aż 71,5 proc. zwolenników transferów.