W Poznaniu znają się na piłce

Kibice są równie ważni dla Legii, jak i dla Lecha. Płacą, więc trzeba o nich dbać. Nie da się ich oszukać – mówi Jan Urban, trener Lecha Poznań.

Publikacja: 04.04.2016 18:09

W Poznaniu znają się na piłce

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

Rz: Wprawdzie moja gazeta powstaje w Warszawie, ale po ostatnim meczu Lecha z Legią wielu moich znajomych, ciesząc się ze zwycięstwa Legii, dodawało: szkoda Lecha. Mecze tych drużyn to sól rozgrywek, niezależnie od ich miejsc w tabeli.

Jan Urban: Bo więcej je łączy, niż dzieli. Teraz przeżywam w Poznaniu to samo, co czułem, pracując w Warszawie. Dwa duże miasta z wielkimi aspiracjami, dwa kluby z dziesiątkami lat tradycji, dwa nowoczesne stadiony, porównywalne możliwości organizacyjne oraz finansowe i normalne ambicje: kto jest lepszy. Kiedy grają między sobą, liczy się tylko to. To, że my przegraliśmy z Podbeskidziem, a Legia z Termaliką, nie ma znaczenia. W odczuciu kibiców obydwu klubów i tak jesteśmy najlepsi.

Czasami miłość do klubu przybiera formy drastyczne, a emocje biorą górę nad rozsądkiem. Krótko mówiąc, skoro jest miłość, to musi być i nienawiść.

Kibice są równie ważni dla Legii jak i dla Lecha. Przed ciężkimi meczami, nie tylko z Legią, czuje się wyjątkową presję, a kiedy Lech miał serię nieudanych spotkań, to frekwencja na trybunach malała. Kibice płacą, więc trzeba o nich dbać. Nie da się ich oszukać i nikt nie próbuje. Słabsza gra w przypadku Lecha nigdy nie wynika z lekceważenia. Pamiętajmy też, że kibice Lecha i Legii to nie są tylko ci ludzie, którzy przychodzą na stadion. To się czuje na mieście. Dla nich też gramy.

Ale był taki okres w ubiegłym roku, kiedy kibice Lecha mieli prawo czuć się mało komfortowo. Drużyna zdobyła mistrzostwo Polski, w meczu o Superpuchar rozbiła Legię, a potem spoczęła na laurach. Doszło do tego, że trzeba było zmienić trenera. Zastąpił pan Macieja Skorżę i zaczął się marsz z ostatniego miejsca w tabeli do góry. Pstryknął pan palcami?

Nie chcę wracać do sytuacji sprzed kilku miesięcy, tym bardziej że mnie wtedy w Poznaniu nie było. Ale słyszałem opinie, jakoby piłkarze grali przeciw trenerowi…

Kiedy wiosną Lech przegrał z Podbeskidziem i Jagiellonią, słyszałem to samo. Wtedy przeciw Skorży, teraz przeciw Urbanowi.

No właśnie, to jakieś, delikatnie mówiąc, nieporozumienie. Kiedyś, przed laty, niektóre drużyny tak się zachowywały. Bywały jakieś grupy o odmiennych interesach. Dziś to się nie zdarza, bo piłkarze mają za dużo do stracenia. Nie opłaca im się grać przeciw trenerowi. Zawodnik zawsze chce grać, a jeśli ma coś do trenera, a to się zdarza, to rolą trenera jest zażegnanie konfliktu. Zawodnik nie wie, czy następny trener wystawi go na mecz. Lepiej się dogadać z tym, który jest. A poza tym, czy może przede wszystkim, los trenera jest uzależniony od wyników w takim samym stopniu jak piłkarzy. Jak wygrasz, to zarobisz. Jeśli nie zawsze się udaje, to tylko dlatego, że przeciwnik był lepszy.

Legia była zdecydowanie lepsza. Lepsza nawet, niż można było oczekiwać.

Zgoda. Legia była lepsza, bo to jest znakomita drużyna z bardzo szeroką kadrą. Złapała Lecha w najgorszym dla nas momencie. Kilku podstawowych zawodników nie mogło zagrać z powodu kontuzji lub kary za kartki. Musieliśmy stawić Legii czoła bez Karola Linettego, Marcina Kamińskiego, Gergo Lovrencisca, Szymona Pawłowskiego, kontuzjowany Tamar Kadar zszedł w przerwie, a Dawid Kownacki po kontuzji wszedł na ostatni kwadrans. Gra przeciw Legii w takich warunkach była wyjątkowo trudna.

Ale ten mecz pokazał też, że Lech ma niewyczerpane źródło młodych talentów. Kamil Jóźwiak grał przez 90 minut, a Robert Gumny wszedł na boisko w końcówce. Obydwaj urodzili się w roku 1998. Jak wy to w Lechu robicie?

Lech, Zagłębie Lubin, Legia, Lechia Gdańsk mają najlepiej w Polsce rozwinięty system szkolenia młodzieży. W akademii Lecha pracuje około 40 trenerów. Przy każdej drużynie jest dwóch. Mamy swój własny program szkolenia i wyszukiwania talentów. Dzieci do lat 13 ćwiczą na boiskach w Poznaniu. Starsi, od pierwszej klasy gimnazjum do trzeciej licealnej, uczą się we Wronkach. W Poznaniu mamy obok stadionu dwa boiska z naturalną trawą i jedno ze sztuczną. Budujemy czwarte. We Wronkach i sąsiednim Popowie też korzystamy z bogatej bazy. To nas wyróżnia na tle innych polskich klubów. Współpracujemy ze słynną z talentów „13″, szkołą, którą w przeszłości kończyli znani piłkarze, m.in. Arek Głowacki i Grzegorz Rasiak. Kamil Jóźwiak i Robert Gumny są właśnie absolwentami naszej akademii.

Trafili do kadry pierwszej drużyny, bo byli najlepsi?

Tak można powiedzieć, chociaż ta droga nie jest taka prosta i nie wynika tylko z talentu. Żaden z trenerów grup młodzieżowych nie pracuje na własny rachunek. Spotykamy się ze sobą, dyskutujemy, mamy świadomość, że bezpośrednim zapleczem pierwszej drużyny są rezerwy i najstarszy zespól juniorów. Moja współpraca z akademią polega na znajomości zawodników. Oglądam ich sam, polegam na informacjach trenerów pracujących z rezerwami, którzy byli wybitnymi piłkarzami – Ivanem Djurdżeviciem i Markiem Bajorem. Kiedy ktoś w ich drużynie lub wśród juniorów się wyróżnia, zapraszamy go na zgrupowania zimą i latem oraz na treningi z pierwszą drużyną. Tak to działa.

Ilu młodych zawodników trzeba obejrzeć, żeby trafić na talent?

Nie potrafię powiedzieć, zresztą nie ma żadnych zasad. Czasami w całym roczniku nie ma ani jednego, a innym razem jest dwóch w tej samej drużynie. Poza tym ocena jest sztuką. Miałem wielu bardzo zdolnych kolegów, kiedy sam grałem w piłkę. Na treningach czarowali, ale na meczach się spalali. Jako trener spotykam się z takim samym zjawiskiem. Nie każdy talent eksploduje w wieku juniora. Czasami trzeba poczekać, nie skreślać. Pełne trybuny, waga meczu często paraliżują zwłaszcza młodych zawodników. Tak się dzieje w każdym klubie.

Wielu wychowanków Lecha występuje w juniorskich reprezentacjach Polski. Tam też się uczą i zdobywają doświadczenie. Jeśli dadzą sobie radę z emocjami towarzyszącymi ważnym testom, to już połowa sukcesu.

Jest w Lechu piłkarz, którego obserwuję od kilku lat i lubię, ale widzę, że chyba jednak myliłem się co do skali jego talentu. Nazywa się Marcin Kamiński, był nawet w kadrze na Euro 2012, ale mam wrażenie, że stanął w miejscu.

Podał pan dobry przykład pewnego rodzaju sytuacji. Robert Lewandowski nigdy nie grał w reprezentacji Polski juniorów, bo będąc w tym wieku, nie wyróżniał się. Marcin Kamiński, który nauczył się grać w piłkę w Lechu, to z kolei zawodnik, który błysnął w młodym wieku, grał w reprezentacjach młodzieżowych i talent niewątpliwie ma. To jest środkowy obrońca, który dobrze wywiązuje się ze swoich zadań. Jest jednak przykładem zawodnika, który dużo grając, nie musi robić postępów widocznych gołym okiem. Zdobywa jednak doświadczenie i w pewnym momencie odpali. Przecież to wciąż młody, zaledwie 24-letni chłopak, który rozegrał już około 200 meczów w pierwszej drużynie Lecha. Wszystko przed nim.

Przed czterema laty w kadrze Polski na Euro było trzech zawodników Lecha: Marcin Kamiński, Grzegorz Wojtkowiak i Rafał Murawski. Ilu może być tym razem?

Wydaje się, że realne szanse ma tylko Karol Linetty. Liczę na to. Już grał w reprezentacji, pomógł jej w eliminacjach. Dobrze byłoby, żeby pojechał na turniej, bo dzięki temu zdobędzie niesamowite doświadczenie, nieporównywalne z tym, co się czuje, grając w lidze.

Nim zacznie się Euro, czekają nas jeszcze emocje związane z rozgrywkami i dwa wyjazdy Lecha do Warszawy. Jeden pewny, w ekstraklasie, drugi bardzo prawdopodobny: na finał Pucharu Polski. W ubiegłym roku układ meczów był taki sam. Lech przegrał finał, ale kilka dni później zrewanżował się Legii na Łazienkowskiej i dzięki temu zdobył tytuł mistrza. To się akurat nie powtórzy.

Mamy do Legii dużą stratę punktową, ale walczyć oczywiście będziemy. Natomiast jeśli spotkamy się w finale Pucharu Polski na Stadionie Narodowym, a bardzo na to liczę, to na pewno nie będzie to taki mecz jak ostatnio w Poznaniu.

Czy dla pana powroty do Warszawy to jest jakiś problem?

Szkoda było odchodzić z Legii w takim momencie, w którym wszystko zaczęło się układać. To było bolesne. Gdybym miał wtedy taką kadrę zawodników jak później Henning Berg, a teraz Stanisław Czeczesow, to wyniki Legii też byłyby lepsze. Ale to jest taki zawód. A mimo że teraz pracuję w Poznaniu, po Warszawie mogę chodzić z podniesioną głową. W obydwu miastach kibice znają się na piłce.

—rozmawiał Stefan Szczepłek

Rz: Wprawdzie moja gazeta powstaje w Warszawie, ale po ostatnim meczu Lecha z Legią wielu moich znajomych, ciesząc się ze zwycięstwa Legii, dodawało: szkoda Lecha. Mecze tych drużyn to sól rozgrywek, niezależnie od ich miejsc w tabeli.

Jan Urban: Bo więcej je łączy, niż dzieli. Teraz przeżywam w Poznaniu to samo, co czułem, pracując w Warszawie. Dwa duże miasta z wielkimi aspiracjami, dwa kluby z dziesiątkami lat tradycji, dwa nowoczesne stadiony, porównywalne możliwości organizacyjne oraz finansowe i normalne ambicje: kto jest lepszy. Kiedy grają między sobą, liczy się tylko to. To, że my przegraliśmy z Podbeskidziem, a Legia z Termaliką, nie ma znaczenia. W odczuciu kibiców obydwu klubów i tak jesteśmy najlepsi.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej