Suweren chce Chruszczowów!

W końcu lat osiemdziesiątych Mieczysław Rakowski, wówczas wicemarszałek Sejmu gotujący się właśnie do objęcia funkcji premiera, próbował namówić Wojciecha Jaruzelskiego do liberalizacji przepisów dotyczących tworzenia stowarzyszeń.

Publikacja: 20.07.2018 09:00

Piotr Gajdziński

Piotr Gajdziński

Foto: materiały prasowe

Rakowski chciał nadać ludziom prawo stowarzyszania się według własnego uznania, bez konieczności zdobywania partyjnego „imprimatur”. Jaruzelski jednak się wahał. Naciskany przyznał, że „Czesław (chodziło o generała Kiszczaka, ministra spraw wewnętrznych) mówi, że nie będzie mógł ich wszystkich kontrolować”. Ot, rzeczywistość każdego autorytarnego systemu – pozwolić ludziom na wszystko pod warunkiem kontrolowania wszystkiego.

Przypomniałem sobie ten sposób rozumowania dyktatora, śledząc protesty przeciwko zawłaszczaniu przez obecną władzę Sądu Najwyższego. Sprawdzałem, jak to wyglądało poza Warszawą, na tak zwanej prowincji. Wyglądało nieźle. Nie imponująco, ale naprawdę nieźle. Skojarzenie z rozmową Jaruzelskiego z jednym ze swoich najbliższych druhów – choć dalece bardziej liberalnym – wydaje mi się oczywiste i w pełni uprawnione.

Mimo wielu setek lat doświadczeń ludzie sprawujący władzę cały czas tkwią w przekonaniu, że im dokładniej wszystko kontrolują, tym są silniejsi, rzeczywistość lepiej funkcjonuje, a ludziom żyje się bajkowo. Nie dotyczy to wyłącznie polityków rządzącej obecnie koalicji. Łatwo znaleźć podobne przykłady również wśród samorządowców. Wystarczy porozmawiać z lokalnymi dziennikarzami, w których samorządowcy chcą widzieć dworskich kronikarzy ich znamienitych dokonań. Oczywiście tolerują krytykę – pod warunkiem że dotyczy ona ich adwersarzy. Są wśród samorządowców też tacy, i jest ich wcale niemało, którzy na terenie swojego władztwa – miasta, gminy, województwa – chcą decydować dosłownie o wszystkim. Znam jednego, który co pewien czas wzywa do siebie szefa komunalnej spółki i dyktuje mu, w jaki sposób powinien strzyc miejskie krzewy i jaką wysokość ma mieć trawa w miejskim parku. Inny, gdy gmina przymierzała się do zorganizowania festynu dla mieszkańców i turystów, kazał sobie dostarczyć nie tylko listę kandydatów, którzy mieli odegrać rolę gwiazd wieczoru, ale również teksty piosenek, które szansoniści zamierzali tego wieczora wykonać.

Godzi się w tym miejscu przypomnieć, że niespełna trzy lata po przytoczonej tu rozmowie Jaruzelskiego z Rakowskim komunistyczny reżim padł na pysk. Równie spektakularnych upadków dyktatorów, którym wydawało się, że polityczna, społeczna i gospodarcza rzeczywistość jest podatna na zręczne palce władców, ludzkość przeżyła znacznie więcej. I najpewniej trochę jeszcze będzie musiała przeżyć.

Bo ostatnimi czasy Polacy, ale nie tylko oni, polubili troskliwą władzę. Nazywamy to „gospodarskim podejściem”. Władza ma być wszędzie i o wszystko się troszczyć. Jeszcze trochę, a wzorem człowieka sprawującego u nas władzę stanie się towarzysz Nikita Chruszczow, następca Stalina, co to uczył kołchozowe dojarki, jak powinny trzymać krowie wymiona, a agronomów i ministrów uświadamiał w sprawie uprawy kukurydzy. Trzydzieści lat po upadku komunizmu bez pamięci rozkochaliśmy się w patriarchalnej i omnipotentnej władzy. Kandydaci w najbliższych wyborach samorządowych muszą o tym pamiętać. Jeśli zapomną – przegrają.

Miłość do władzy wszechwładnej dotyczy ostatnio wszystkich, nawet biznesmenów, którzy jeszcze niedawno nieustannie narzekali na ograniczenia i krępujące ich przepisy. Kilka dni przed napisaniem tego felietonu przysłuchiwałem się dyskusji szacownych finansistów i ekonomistów, którzy ubolewali nad losem firmy Solaris Bus & Coach, poznańskiego producenta autobusów – w tym również elektrycznych – której pojazdy wożą ludzi nie tylko w bardzo wielu polskich miastach, ale także za granicą. W naprawdę wielu zagranicznych aglomeracjach, bo swoje autobusy, trolejbusy i tramwaje Solaris wyeksportował już do ponad 30 państw. W ciągu ponad 20 lat istnienia firma zanotowała sukces, o którym nie może marzyć nawet osławiony CD Projekt, twórca komputerowego „Wiedźmina”. Teraz jednak dotychczasowi właściciele Solarisa, i twórcy jego sukcesu, postanowili firmę sprzedać. Właśnie rozpoczęli negocjacje z jakimś hiszpańskim potentatem.

Szacowni finansiści i ekonomiści, którzy sami stworzyli firmę i są autorami gigantycznego sukcesu, ubolewali w tej dyskusji, że Solaris trafi w obce ręce, a powinien się nim zainteresować polski rząd. Wszak premier tego rządu od lat trąbi o elektromobilności i polskich firmach, które powinny podbijać europejskie i globalne rynki, a w tej sprawie nie uczynił nic. „Tu mają na tacy potęgę, a oni będą na nowo wymyślać koło”– oświadczył krytycznie jeden z prezesów. A ja łapię się za głowę, bo wydaje mi się co najmniej dziwne i zaskakujące, że władza ma się zajmować również produkcją trolejbusów.

Okazuje się, że nie tylko tym. Posłanka Barbara Bubula z PiS złożyła właśnie z sejmowej trybuny interpelację kierowaną do ministra sportu i turystyki. Pytała w niej, dlaczego trenerzy – polscy i zagraniczni – podczas zawodów sportowych tak szpetnie przeklinają. Można mieć nadzieję, że minister Witold Bańka będzie w tej sprawie interweniował. Może poprosi o pomoc owych ONR-owców, którzy pilnują polskich plażowiczów w Rimini, a tymczasem z ławek trenerskich leje się rzeka wulgaryzmów. Ustawi się ich obok trenerów, polskich oraz zagranicznych, i zaraz będzie kulturalnie. Bardzo to chruszczowska w stylu interpelacja.

Panie i Panowie kandydaci do samorządów, którzy teraz przygotowujecie swoje kampanie wyborcze – pamiętajcie, Suweren chce Chruszczowów!

– Niezależny dziennikarz, autor biografii Edwarda Gierka, Wojciecha Jaruzelskiego i Władysława Gomułki pt. „Gomułka. Dyktatura ciemniaków”

Rakowski chciał nadać ludziom prawo stowarzyszania się według własnego uznania, bez konieczności zdobywania partyjnego „imprimatur”. Jaruzelski jednak się wahał. Naciskany przyznał, że „Czesław (chodziło o generała Kiszczaka, ministra spraw wewnętrznych) mówi, że nie będzie mógł ich wszystkich kontrolować”. Ot, rzeczywistość każdego autorytarnego systemu – pozwolić ludziom na wszystko pod warunkiem kontrolowania wszystkiego.

Przypomniałem sobie ten sposób rozumowania dyktatora, śledząc protesty przeciwko zawłaszczaniu przez obecną władzę Sądu Najwyższego. Sprawdzałem, jak to wyglądało poza Warszawą, na tak zwanej prowincji. Wyglądało nieźle. Nie imponująco, ale naprawdę nieźle. Skojarzenie z rozmową Jaruzelskiego z jednym ze swoich najbliższych druhów – choć dalece bardziej liberalnym – wydaje mi się oczywiste i w pełni uprawnione.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej