Nieudacznik wie, co robi

Nowy trener Gino Lettieri miał spuścić Koronę Kielce z ekstraklasy, tymczasem klub poczyna sobie w lidze nad wyraz dobrze.

Publikacja: 27.11.2017 01:30

Trener Korony Kielce Gino Lettieri.

Trener Korony Kielce Gino Lettieri.

Foto: AGENCJA.SE.COM.PL

Korona Kielce miała z hukiem spaść z ekstraklasy. Wszak rządzą nią dyletanci, którzy zwolnili najlepszego trenera poprzedniego sezonu (oznajmiając mu to zresztą przed końcem rozgrywek), zatrudnili w jego miejsce nieudacznika, którego jedynym autem jest znajomość z właścicielem, a także pozbyli się aż 16 zawodników, w których miejsce pojawiło się 14 nowych. To się nie miało prawa udać.

Tymczasem Korona jest jedną z sensacji ekstraklasy, zajmuje miejsce w górnej części tabeli i zdecydowanie bliżej jej do podium niż bycia zagrożoną degradacją. I wiele na to wskazuje, że w drugim sezonie z rzędu kibice w Kielcach oglądać będą walkę w grupie mistrzowskiej.

Krakowska nauka poszła w las

Nowy szkoleniowiec Gino Lettieri z miejsca został przez większość środowiska uznany za człowieka, który nie nadaje się do niczego, a swojemu poprzednikowi – Maciejowi Bartoszkowi – może co najwyżej buty czyścić. 50-letni Lettieri, który urodził się w szwajcarskim Zurychu, całą swoją dotychczasową karierę spędził w niższych ligach w Niemczech.

Jego największym sukcesem był awans do 2. Bundesligi z MSV Duisburg w 2014 roku. Na koncie miał też awanse do IV i III ligi, ale również spadki. Zdarzały mu się nawet epizody na piątym poziomie rozgrywkowym (SpVgg Weiden).

Dość często znajdował zatrudnienie w klubach z wielkimi tradycjami, które niegdyś w niemieckiej piłce sporo znaczyły – jak wspomniany Duisburg, FSV Frankfurt czy Arminia Bielefeld (był tam asystentem) – ale podupadły.

Niemniej w Kielcach i okolicach nikogo nie nauczyła darmowa lekcja z Krakowa. Gdy w Wiśle zatrudniano Kiko Ramireza, mającego za sobą wyłącznie pracę w hiszpańskich niższych ligach, szyderstwom nie było końca. Dziś nikt już ani z Wisły, ani tym bardziej z Hiszpana się nie śmieje.

Lettieri miał trudniejsze zadanie. Bartoszek objął zespół w poprzednim sezonie, w listopadzie. Korona była wówczas 13. w lidze i przegrała siedem kolejnych spotkań w ekstraklasie. Pod wodzą Bartoszka sezon skończyła na piątym miejscu i do ostatnich chwil miała szanse nawet na zajęcie miejsca premiowanego występami w europejskich pucharach.

W trakcie sezonu w Kielcach doszło do zmiany właściciela klubu – Korona w końcu zrezygnowała z miejskiego garnuszka i stała się własnością Dietera Burdenskiego. Niemiec nie chciał, by Bartoszek dłużej pracował w Kielcach, i jeszcze w trakcie sezonu poinformował, że od nowego sezonu Korona będzie miała nowego szkoleniowca.

Bartoszka nie obronił nawet tytuł trenera roku przyznany mu przez piłkarzy i trenerów ligowych w plebiscycie stacji nc+. Ani fakt, że piłkarze go uwielbiali.

Tajemnicą poliszynela jest, że metody tego trenera w dużej mierze polegają na dobrej atmosferze w zespole i byciu dla zawodników zdecydowanie bardziej starszym bratem aniżeli surowym ojcem. Metody, które przyniosły świetne efekty.

Znajomość z Frankfurtu

Tym jednak trudniejsze wejście do drużyny miał Lettieri. Wszyscy patrzyli na niego spode łba, ponieważ był z nadania nowego właściciela. Jakby większość zapomniała, jak działa wolny rynek i że zazwyczaj kluczowe stanowiska w swoich firmach nowi właściciele obsadzają swoimi ludźmi.

Lettieri z Burdenskim spotkali się w FSV Frankfurt – gdy były bramkarz Werderu Brema i reprezentacji Niemiec (12 występów, udziały w MŚ 1978 i Euro 1984, ale bez występów, był tylko zmiennikiem Seppa Maiera, a później Toniego Schumachera) został większościowym udziałowcem trzecioligowca.

Jednym z pierwszych transferów do Kielc Lettierigo było zatrudnienie syna właściciela – Fabiana Burdenskiego. Już wcześniej junior próbował sił w polskiej piłce, gdy w sezonie 2013/2014 wystąpił w zaledwie ośmiu meczach Wisły Kraków i, eufemistycznie rzecz ujmując, nie zachwycił. W dodatku na obozie przygotowawczym nowy trener popadł w konflikt z piłkarzami.

Lettieri wyrzucił ze stołówki Miguela Palancę, który pojawił się na obiedzie w klapkach. Jak mówił później, miał całe stopy poranione i poobcierane po treningach i chciał im dać odetchnąć. Włoch najpierw dwukrotnie upomniał hiszpańskiego zawodnika, a w końcu kazał mu opuścić stołówkę. To natychmiast wywołało reakcję pozostałych zawodników, którzy się za kolegą wstawili.

Palanca (który był drugim najlepszym strzelcem zespołu w poprzednim sezonie) został sprzedany na Cypr, a konflikt, jak się okazało, został zduszony w zarodku.

Prawdopodobnie komuś zresztą zależało na tym, by z szatni Korony wydostawały się informacje przedstawiające nowego trenera w jak najgorszym świetle. Mówiło się, że Włoch wypowiada się z pogardą o piłkarzach, wręcz się z nich naśmiewa. Że wprowadził bezsensowny zbiór zasad, za których nieprzestrzeganie grożą wysokie kary.

I chociaż Korona nie rozpoczęła sezonu w imponującym stylu (porażka z Zagłębiem 0:1), to już od pierwszego meczu widać jednak było, że w drużynie panuje na boisku porządek, piłkarze znają swoje role, mają pomysł, jak chcą, by wyglądały ich mecze, i starają się go konsekwentnie realizować.

Wciąż zdecydowanie lepiej drużyna prezentuje się u siebie niż na wyjeździe (tylko jedna wygrana, ale aż pięć remisów), ale w pięciu ostatnich kolejkach przed przerwą zimową trzy razy rozegra spotkania w Kielcach.

Bez kariery piłkarskiej

Lettieri nigdy nie był zawodowym piłkarzem. Gdy miał 17 lat i wchodził powoli do pierwszego zespołu TSV 1860 Monachium, został potrącony przez samochód, a jego kolano w wyniku wypadku zostało zmiażdżone. Do zdrowia dochodził ponad dwa lata. Klub wyciągnął do niego rękę i został włączony do sztabu szkoleniowego bardzo wówczas cenionego w Bundeslidze Wernera Loranta.

Włoch nie mógł zostać zawodowym piłkarzem, chociaż futbol był dla niego najważniejszy. Postanowił więc zostać trenerem. Fachu uczył się na stażach u czołowych szkoleniowców świata – Arsene’a Wengera, Zdenka Zemana czy Giovanniego Trapattoniego. A jednak mimo to powyżej 2. Bundesligi nigdy się nie przedostał.

Lettieri nie ma za złe fatalnego przyjęcia w Polsce i w Kielcach. Od początku robi swoje i specjalnie się nie przejmuje. W niedawnym wywiadzie dla weszło.com opowiada, że dopiero po jakimś czasie zrozumiał, że polscy piłkarze każde wytknięcie błędu na treningu lub uwagę, by coś robili inaczej, odbierają nie jako wskazówkę, podpowiedź, tylko jako atak na siebie. Personalnie.

Dziś piłkarze Korony nie mogą się nachwalić zajęć z nowym szkoleniowcem. Mówią, że mimo fatalnego początku teraz już nadają na tych samych falach, a przede wszystkim widzą, że ciężka praca na zajęciach przynosi efekty. Bartosz Rymaniak powiedział w rozmowie ze sport.pl, że on i jego koledzy mają mnóstwo sił, nawet w końcówkach spotkań, że wtedy się czują jak motorynki.

Pytanie, dokąd zajadą w tym sezonie kieleckie motorynki pod włosko-niemieckim kierownictwem.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: piotr.zelazny@rp.pl

Korona Kielce miała z hukiem spaść z ekstraklasy. Wszak rządzą nią dyletanci, którzy zwolnili najlepszego trenera poprzedniego sezonu (oznajmiając mu to zresztą przed końcem rozgrywek), zatrudnili w jego miejsce nieudacznika, którego jedynym autem jest znajomość z właścicielem, a także pozbyli się aż 16 zawodników, w których miejsce pojawiło się 14 nowych. To się nie miało prawa udać.

Tymczasem Korona jest jedną z sensacji ekstraklasy, zajmuje miejsce w górnej części tabeli i zdecydowanie bliżej jej do podium niż bycia zagrożoną degradacją. I wiele na to wskazuje, że w drugim sezonie z rzędu kibice w Kielcach oglądać będą walkę w grupie mistrzowskiej.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej