Doceniają to, co mają

88 lat historii. Sześć medali z ostatnich pięciu olimpiad. 28 tytułów drużynowego mistrza Polski. 151 indywidualnych medali w zawodach międzynarodowych i 1743 w krajowych. LOTTO-Bydgostia, klub do naśladowania.

Publikacja: 07.12.2016 23:00

Złote medalistki z Rio: Magdalena Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj

Złote medalistki z Rio: Magdalena Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj

Foto: AFP

Ktokolwiek wypowiada się o LOTTO-Bydgostii zwraca uwagę na to, że te rezultaty nie są dziełem przypadku lub bezrefleksyjnego zainwestowania góry pieniędzy, przeznaczonych na sprowadzenie i utrzymanie ukształtowanych już zawodników gwarantujących zdobywanie trofeów. Bydgoski klub to projekt kompleksowy, realizowany przez ostatnie ćwierćwiecze. Kluczową datą okazał się 23 kwietnia 1991 roku, kiedy prezesem ówczesnego Kolejowego Klubu Wioślarskiego, związanego z Zakładami Naprawczymi Taboru Kolejowego, został Zygfryd Żurawski. Człowiek, którego nazwisko odmieniane jest przez osoby związane z klubem przez wszystkie przypadki. –Bardzo nie chciałbym, żeby ktokolwiek miał wrażenie, że LOTTO-Bydgostia to Zygfryd Żurawski. Dla mnie od początku kluczową sprawą było stworzenie profesjonalnego klubu. Zespołu ludzi, dzięki którego pracy wszystko będzie działało jak sprawny organizm. To się udało, dzięki pracy zarządu, i trenerów. To grupa, która świetnie się rozumie i na końcu ma satysfakcję z wykonanej pracy. Na pierwszym miejscu zawsze była dla mnie podmiotowość zawodników. To ich potrzeby są najważniejsze i to oni decydują o funkcjonowaniu klubu. Wszystko jest temu podporządkowane. Mam ogromną satysfakcję, gdy widzę, że dotrzymywanie słowa ci młodzi ludzie odwzajemniają ciężką pracą i wspaniałymi wynikami. Pierwsze lata zajęło nam wypracowanie właśnie podstaw funkcjonowania, a pierwszym znaczącym efektem był złoty medal Roberta Sycza w Sydney w 2000 roku – mówi „Rz” Zygfryd Żurawski.

Nie wszyscy wiedzą, że gdyby nie on, tego medalu mogło nie być. Sycz po nieudanych mistrzostwach świata w 1999 roku i fali krytyki poważnie myślał o zakończeniu kariery. Do zmiany zdania i wytężonej pracy przekonał go właśnie Zygfryd Żurawski. – Postawiłem jeden warunek. Jego miał nie interesować dowolny medal. Tylko złoto – wspomina prezes LOTTO-Bydgostii.

Prawo serii

Sukces Sycza zapoczątkował serię, nie było już później żadnych igrzysk, z których zawodnik LOTTO-Bydgostii nie wróciłby z olimpijskim medalem. Ten sam wioślarz, ponownie w parze z Tomaszem Kucharskim, powtórzył rezultat w Atenach w 2004 roku. Cztery lata później z Pekinu ze srebrem wrócili Miłosz Bernatajtys i Bartłomiej Pawełczak z czwórki bez sternika wagi lekkiej. W Londynie brąz wywalczyła Magdalena Fularczyk-Kozłowska, wówczas w parze z Julią Michalską. W tym roku w Rio poprawiła się przywożąc złoto z klubową koleżanką Natalią Madaj, a brąz w czwórce podwójnej dorzuciła Monika Ciaciuch.

Prezes to człowiek sukcesu, przez lata związany z ZNTK (m.in. w roli dyrektora marketingu), później jeden z twórców i udziałowców powstałych na ich bazie zakładów PESA, producenta taboru komunikacyjnego, jednego z symboli nie tylko regionu, ale także sukcesu transformacji. Pozostaje wiceprzewodniczącym rady nadzorczej firmy, co zabiera mu dużo czasu, jednak zawodniczki i zawodnicy i tak podkreślają jego ogromną rolę w życiu klubu.

– Nie da się ukryć, że ojcem sukcesu jest prezes. Jest on fundamentem i organizatorem wszystkich działań. Wspiera nas, pomaga, potrafi również „tupnąć nogą”, kiedy coś mu się nie podoba. Stworzył sprawnie działający organizm. Znaczne zasługi mają również trenerzy, którzy potrafią wyłonić perełki wśród zawodników – mówi „Rz” Monika Ciaciuch, związana z klubem od 9. roku życia.

– Do każdej imprezy możemy się przygotowywać bezstresowo, prezes zawsze w nas wierzy. Mamy wykonać swoją pracę, a całą resztę mamy zapewnioną na najwyższym możliwym poziomie. Sprzęt, stypendia, wysokie nagrody za sukcesy, świetna baza, to wszystko składa się na efekt końcowy. Powiem tylko, że same łódki to ogromny koszt, jedynka kosztuje nawet 50 tysięcy złotych. O nic nie musimy się martwić. Co ważne, słowo prezesa jest warte więcej niż jakakolwiek umowa. W takich warunkach aż chce się zdobywać medale nie tylko dla siebie, ale żeby odwdzięczyć się osobom, które pracują na nasz wynik. Prezes już cztery lata temu mówił, że przywieziemy z Magdą złoty medal olimpijski. Ja jeszcze tego nie wiedziałam, on tak – dodaje „Rz” Natalia Madaj, która z Magdaleną Fularczyk-Kozłowską niedawno mogła świętować zwycięstwo w prestiżowym plebiscycie Międzynarodowej Federacji Wioślarskiej (FISA) na osadę roku.

Dla LOTTO-Bydgostii charakterystyczne jest angażowanie w pracę byłych zawodników. Medaliści olimpijscy Robert Sycz i Bartłomiej Pawełczak ostatnie lata pracowali w zarządzie klubu, a trenerami są wyłącznie jego wychowankowie, medaliści mistrzostw świata i Europy. Trudno o lepsze wzorce.

–Kiedyś patrzyłam na Roberta Sycza jako na wzór wioślarski, jako dwukrotny złoty medalista olimpijski zawsze był dla nas wielkim mistrzem. A teraz na pikniku olimpijskim mogłam stać obok niego i oboje mieliśmy na szyjach złote medale olimpijskie. Czułam się zaszczycona, tak samo tym, że jesteśmy teraz w jednej drużynie, on w roli trenera i członka zarządu. Jest wzorem dla młodych zawodników, sama jego obecność działa na nich motywująco. To świetnie, że po zakończeniu kariery takie osoby zostają w klubie – uważa Natalia Madaj. –Trenowanie wśród najlepszych jest bardzo motywujące dla zawodników i na pewno pozytywnie wpływa na losy kariery. Ja podchodzę bardzo emocjonalnie do treningów, sukcesów i porażek. Wielkim przeżyciem było dla mnie oglądanie olimpijskiego wyścigu Bartłomieja Pawełczaka i Miłosza Bernatajtysa, brata mojego trenera. Szczęście zawodników naszego klubu w Pekinie, łzy radości, szczęście mojego trenera, który był moim mentorem, wzbudziły we mnie bardzo motywujące myśli, wtedy właśnie postawiłam sobie cel – startować na Igrzyskach Olimpijskich i walczyć o medal – wspomina Monika Ciaciuch.

Pasja i nauka

Stawiając na pierwszym miejscu dobro zawodnika, klub nie poprzestaje wyłącznie na dbaniu o wykwalifikowanych trenerów i najlepszy sprzęt. –Na sukces klubu napewno ma wpływ połączenie realizowania swojej pasji jaką jest wioślarstwo z nauką. Mamy działający system, w który wchodzi gimnazjum nr 6, liceum nr 8 oraz Uniwersytet Kazimierza Wielkiego i Wyższa Szkoła Gospodarki w Bydgoszczy. Zawodnicy w klubie zawsze mogą liczyć na pomoc i wsparcie, co daje poczucie bezpieczeństwa – uważa Monika Ciaciuch.

Klub dba więc o edukację zawodniczek i zawodników od najmłodszych lat, również dzięki temu młodzież się do niego garnie. – Gdybyśmy utworzyli drugą lub trzecią klasę wioślarską, bez problemu by się zapełniła. Nasza dyscyplina jest bardzo popularna w regionie. Zależy nam, żeby zawodnicy zdobywali wykształcenie, by po zakończeniu uprawiania wioślarstwa poradzili sobie w życiu. Nie potrafię policzyć, ilu wiosłujących magistrów wypuściliśmy na rynek – uważa prezes Żurawski.

O sukcesy byłoby znacznie trudniej, gdyby nie trwałe podstawy finansowe klubu. Ma on wielu partnerów, ale kluczowym jest Totalizator Sportowy, nieprzerwanie od 1993 roku. Tak długa współpraca sponsorska w polskim sporcie to prawdziwy ewenement. – Podpisujemy umowy czteroletnie, w cyklu przedolimpijskim. Mamy zapewnienie zarządu TS, że również teraz taka umowa zostanie zawarta. To, podobnie jak współpraca ze szkołami, przyczynia się do poukładania klubu – mówi Zygfryd Żurawski.

Wsparcie partnerów pozwala na naprawdę godziwe docenienie sukcesów. Magdalena Fularczyk-Kozłowska za złoto z Rio otrzymała 400 tys. złotych, dwukrotnie więcej niż Natalia Madaj, ponieważ to już jej drugi olimpijski medal. Jej partnerkę z osady nagrodzono 200 tys., a Monikę Ciaciuch 150 tys. Wszystko odbyło się na podstawie wcześniej ustalonych z zawodniczkami zasad.

– Nagrody są rzeczywiście ogromne, ale nie tylko one się liczą. Naprawdę wiele znaczy życzliwość dla zawodnika, np. prezes po dobrym starcie zawsze dzwoni pogratulować, jest na każdych zawodach wszystkich kategorii wiekowych, od początku do końca. Pasjonuje się wioślarstwem, tak jak my, ale jednocześnie nie ingeruje w codzienną pracę – opowiada Natalia Madaj. To nie są powszechne standardy, o czym głośno mówiły dwie zawodniczki z brązowej czwórki podwójnej: Joanna Leszczyńska (obecnie Hentka) i Agnieszka Kobus z klubów warszawskich.

– Ja dostałam olbrzymie nagrody z klubu, od władz Bydgoszczy i Nakła nad Notecią, za co serdecznie dziękuję. Na sukces pracowałyśmy wspólnie, a w tamtym momencie Joanna i Agnieszka nie zostały docenione, nawet w zbliżony sposób jak ja i Maria Springwald z Krakowa. Uprzedzając głosy, że jest nam za mało pieniędzy zaznaczam, że wioślarstwo stało się naszą pracą. Kochamy to, co robimy, angażujemy się w to całym sercem, wielokrotnie rezygnujemy z przyjemności na rzecz kolejnego treningu i zgrupowania, daje nam to olbrzymią satysfakcję, ale medal Igrzysk Olimpijskich zdobywa się raz na cztery lata. Niektórzy walczą o ten medal całe swoje życie. Nie mamy wielu medalistów, więc gratyfikacje za tak niewiarygodne osiągnięcie coś powinny być czymś oczywistym. Do dziewczyn docierały informacje z Polski o nagrodach i upominkach, a one nie dostały nawet wtedy listu gratulacyjnego – zauważa Monika Ciaciuch.

Słysząc o doświadczeniach innych, zawodnicy LOTTO-Bydgostii jeszcze bardziej doceniają to, co mają. Dlatego, gdy prezes Żurawski ogłosił w ciągu roku, że nie zamierza startować w wyborach na kolejną kadencję, zawodnicy zareagowali. – Na pikniku olimpijskim po powrocie z Rio poprosiliśmy prezesa, żeby jeszcze został z nami. Liczymy, że da się namówić chociaż na jeszcze jedną kadencję, do igrzysk w Tokio – mówi Natalia Madaj.

– Uważam, że po 25 latach prezesury i mając 70 lat powinienem powiedzieć dość. To także oznaka szacunku dla klubu i tego mechanizmu, który zbudowaliśmy. Rzeczywiście jednak Magdalena Fularczyk-Kozłowska wystąpiła w imieniu wszystkich zawodników prosząc, bym kandydował na stanowisko. Uległem tym prośbom, ale zaznaczam, że w 2017 roku będę oczekiwał zmiany prezesa. Nie ucieknę od klubu, roztoczę nad następcą parasol ochronny, ale chciałbym, by stanowisko objął ktoś młodszy – podsumowuje Zygfryd Żurawski. Niezależnie od tego, że zostawi świetnie funkcjonujący klub, byłby to koniec pewnej epoki.

Ktokolwiek wypowiada się o LOTTO-Bydgostii zwraca uwagę na to, że te rezultaty nie są dziełem przypadku lub bezrefleksyjnego zainwestowania góry pieniędzy, przeznaczonych na sprowadzenie i utrzymanie ukształtowanych już zawodników gwarantujących zdobywanie trofeów. Bydgoski klub to projekt kompleksowy, realizowany przez ostatnie ćwierćwiecze. Kluczową datą okazał się 23 kwietnia 1991 roku, kiedy prezesem ówczesnego Kolejowego Klubu Wioślarskiego, związanego z Zakładami Naprawczymi Taboru Kolejowego, został Zygfryd Żurawski. Człowiek, którego nazwisko odmieniane jest przez osoby związane z klubem przez wszystkie przypadki. –Bardzo nie chciałbym, żeby ktokolwiek miał wrażenie, że LOTTO-Bydgostia to Zygfryd Żurawski. Dla mnie od początku kluczową sprawą było stworzenie profesjonalnego klubu. Zespołu ludzi, dzięki którego pracy wszystko będzie działało jak sprawny organizm. To się udało, dzięki pracy zarządu, i trenerów. To grupa, która świetnie się rozumie i na końcu ma satysfakcję z wykonanej pracy. Na pierwszym miejscu zawsze była dla mnie podmiotowość zawodników. To ich potrzeby są najważniejsze i to oni decydują o funkcjonowaniu klubu. Wszystko jest temu podporządkowane. Mam ogromną satysfakcję, gdy widzę, że dotrzymywanie słowa ci młodzi ludzie odwzajemniają ciężką pracą i wspaniałymi wynikami. Pierwsze lata zajęło nam wypracowanie właśnie podstaw funkcjonowania, a pierwszym znaczącym efektem był złoty medal Roberta Sycza w Sydney w 2000 roku – mówi „Rz” Zygfryd Żurawski.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej