Kopernik byłby dumny

Halowy mityng Copernicus Cup rośnie w siłę. Polscy sportowcy zyskali miejsce do bicia rekordów, zagraniczne gwiazdy – powód, by przyjechać do Polski. Kibice się cieszą, Toruń ma reklamę na całym świecie.

Publikacja: 23.02.2017 00:30

Joanna Jóźwik, pobiła w Toruniu rekord Polski na 800 m

Joanna Jóźwik, pobiła w Toruniu rekord Polski na 800 m

Foto: Fotorzepa

Wystarczyły dwa lata, by Copernicus Cup wyrobił sobie markę, zdobył uznanie władz międzynarodowej federacji i dołączył do prestiżowego cyklu IAAF World Indoor Tour, czyli halowego odpowiednika letniej Diamentowej Ligi. Rok wcześniej, niż planowano.

– Zwolniło się miejsce, bo z organizacji zawodów wycofał się Sztokholm. IAAF zapytała nas, czy jesteśmy zainteresowani i gotowi. Nie mogliśmy odpuścić takiej okazji. Przyznam szczerze, że nie sądziłem, iż tak szybko staniemy się jednym z najważniejszych mityngów na świecie – mówi „Rzeczpospolitej” Krzysztof Wolsztyński, prezes Kujawsko-Pomorskiego Związku Lekkiej Atletyki i dyrektor Copernicus Cup.

IAAF chwali

Toruń znalazł się w gronie pięciu wyróżnionych miast – obok Bostonu, Duesseldorfu, Karlsruhe i Birmingham. Takiego mityngu w Polsce jeszcze nie było. Przyjechali medaliści olimpijscy, mistrzowie świata i Europy. Rywalizowali w 13 konkurencjach. Kobiety na 60 m, 60 m ppł, 400 m, 800 m, 1500 m, w skoku o tyczce oraz trójskoku; mężczyźni na 60 m, 60 m ppł, 400 m, 800 m, 1500 m oraz w skoku wzwyż.

10 lutego w Arenie Toruń wystartowało 140 zawodników z 32 krajów. Pula nagród wyniosła ok. 350 tys. zł. Zwycięzcy poszczególnych konkurencji otrzymali 3 tys. dolarów. Dwuipółgodzinna impreza była transmitowana na cały świat. W kanałach TVP obejrzało ją w sumie 1,3 mln widzów. W hali zasiadł komplet 5 tys. kibiców. Z całej Polski, głodnych lekkiej atletyki na najwyższym poziomie.

– Przedstawiciele międzynarodowej federacji byli zaskoczeni, że już pół godziny przed rozpoczęciem imprezy trybuny były wypełnione po brzegi – opowiada Krzysztof Wolsztyński. – W tym roku lepiej od nas oceniono tylko Birmingham, gdzie tydzień później rozegrano finał World Indoor Tour. Mam nadzieję, że dzięki tym ocenom pozostaniemy w cyklu na dłużej.

Miasto wspiera

Pierwszy Copernicus Cup odbył się w 2015 roku, sześć miesięcy po otwarciu toruńskiej Areny. Hala przy ulicy Bema ma około 5 tys. stałych miejsc siedzących (dzięki dostawianym i rozsuwanym krzesłom może pomieścić ponad 8 tys.). To jedyny w Polsce obiekt pozwalający na rozgrywanie pełnego programu dyscyplin lekkoatletycznych w zawodach międzynarodowych.

– Dołożyłem do tego jedną czy dwie cegiełki – przyznaje Wolsztyński. – Budując w Polsce takie areny, zwykle o królowej sportu się zapomina. Brakuje pasjonatów, którzy podpowiedzieliby, że warto zainwestować trochę więcej pieniędzy, by później móc czerpać z tego korzyści. Ale żeby hala żyła, nie mogą się w niej odbywać tylko treningi. Zaproponowałem więc władzom Torunia i województwa, by zrobić w niej taki mityng.

Budżet imprezy to 1,5 mln zł, z czego 600 tys. daje miasto, resztę pokrywają sponsorzy. Za organizację zawodów odpowiada ten sam zespół, który pracował przy halowych mistrzostwach świata w Sopocie i MŚ juniorów w Bydgoszczy. Nawet bieżnia jest ta sama, na której rywalizowano w Sopocie (wypożyczono ją z Torunia na czas halowych MŚ).

Każda edycja Copernicus Cup ma swoich bohaterów. Dwa lata temu byli to sprinterzy Kim Collins i Richard Kilty, przed rokiem bijąca rekord świata juniorek na 60 m Ewa Swoboda, w tym – Joanna Jóźwik, która na 800 m rozprawiła się z blisko 18-letnim rekordem Polski Lidii Chojeckiej. W 2015 roku zabrakło jej zaledwie dwóch setnych sekundy, teraz złamała barierę dwóch minut (1.59,29). Toruńska publiczność mogła podziwiać nie tylko jej uśmiech: poproszona przez organizatorów, zaprezentowała też swoje umiejętności taneczne.

– Ten rekord to spełnienie moich marzeń. Cieszę się, że ustanowiłam go właśnie w Toruniu. Lubię tu startować ze względu na szybką bieżnię i wspaniałych kibiców, którzy mnie niosą i dodają skrzydeł – dzieliła się wrażeniami Joanna Jóźwik. – Ten bieg kosztował mnie wiele sił, chyba nigdy nie byłam tak zmęczona. Jestem wdzięczna Emilii Ankiewicz, która świetnie mnie poprowadziła, ale bałam się, że to tempo mnie zabije. Gdy widziałam kolejne międzyczasy, czułam przerażenie. W dodatku na finiszu walczyłam sama ze sobą. Na szczęście dałam radę.

Sto lat i tort dla Dibaby

Jóźwik zapewniła sobie w Toruniu triumf w klasyfikacji generalnej cyklu (nagrodą jest 20 tys. dolarów oraz dzika karta na przyszłoroczne halowe MŚ w Birmingham) i przyćmiła największą gwiazdę tegorocznego mityngu, wicemistrzynię olimpijską na 1500 m Genzebe Dibabę. Etiopka odniosła przekonujące zwycięstwo na swoim dystansie i choć nie powiódł się jej atak na własny rekord świata (zabrakło ponad trzech sekund), Polskę będzie wspominać z sentymentem. Z okazji 26. urodzin otrzymała czekoladowo-piernikowy tort, a prezes Wolsztyński i prezydent miasta Michał Zaleski zaśpiewali jej „Sto lat”.

– Takiego powitania się nie spodziewała, sprawiliśmy jej wielką radość – nie ukrywa Wolsztyński. – To nie była jej pierwsza wizyta w naszym kraju. Startowała już w Bydgoszczy w mistrzostwach świata juniorów oraz mistrzostwach świata w biegach przełajowych, a także w halowych MŚ w Sopocie. W Toruniu wybrała się na krótki spacer po rynku, ale pogoda nie sprzyjała zwiedzaniu. Było -10 stopni, a do takich warunków nie jest przyzwyczajona.

Gwiazda spadła z nieba

Mróz zagranicznych gwiazd jednak nie odstrasza. Na dowód prezes Wolsztyński przytacza historię Amerykanki Barbary Pierre. Halowa mistrzyni świata na 60 m była na lotnisku w Lizbonie, gdy jej menedżer zadzwonił z pytaniem do organizatorów, czy może przylecieć do Polski. Przebukował jej bilet, wylądowała już w poniedziałek, cztery dni przed zawodami. Do startu przygotowywała się w Bydgoszczy, w Copernicus Cup uzyskała najlepszy wynik na świecie. Nie spakowała walizek od razu po zakończeniu imprezy. Została, by dalej trenować.

– Była zachwycona naszą gościnnością i rodzinną atmosferą. Poznała nasze zwyczaje. Powiedziała, że chciałaby wrócić tu latem na mityng w Bydgoszczy – wspomina Wolsztyński i dodaje ze śmiechem: – Dibaba spadła nam pod choinkę, a Pierre z nieba.

Kogo chciałby ściągnąć do Torunia w kolejnych latach? – Nie wszyscy startują pod dachem. Na przykład taki Usain Bolt – nikomu nie udaje się go skusić. Zresztą żeby miało to sens, potrzebowałbym hali na 15 tys. ludzi. Co z tego, że zaprosimy wielką gwiazdę, skoro nie będzie miała z kim rywalizować? Wolę oglądać atrakcyjne pojedynki Polaków z zagranicznymi mistrzami. Muszą być emocje, żeby kibice wyszli zadowoleni – podkreśla Wolsztyński.

W tym roku zadowoleni wyszli na pewno. Było co oglądać. Trzy najlepsze w tym sezonie rezultaty na świecie uzyskali sprinterzy. Pierre w eliminacjach 60 m pobiegła 7,11, a w finale – 7,13. Wśród mężczyzn z czasem 6,46 triumfował jej rodak Ronnie Baker. Najlepszy wynik w sezonie padł również w męskim biegu na 400 m – 45,59 Bralona Taplina z Grenady.

Emocji dostarczyli Adam Kszczot (800 m) i wracający do zdrowia Marcin Lewandowski (1500 m). Przegrali nieznacznie z Kenijczykami: Nicholasem Kipkoechem i Bethwellem Birgenem. Warto zauważyć, że Lewandowski zgodnie z obietnicą całe honorarium za występ przeznaczył na leczenie chorej na serce Zuzi, małej mieszkanki jego rodzinnych Polic.

W toruńskiej Arenie narodziła się też młoda polska gwiazda. 19-letnia Klaudia Siciarz pobiła rekord Europy juniorek na 60 m ppł (8,17), a już tydzień później podczas mistrzostw Polski w tej samej hali poprawiła rekord świata (8,00).

Cel: mistrzostwa Europy

Prezes Wolsztyński cieszy się, że udało się zarazić widzów miłością do lekkoatletyki pod dachem: – Hala to teatr, w którym muszą wystąpić świetni aktorzy. Na słaby spektakl ludzie nie przyjdą. Powiem nieskromnie, że dobrze go wyreżyserowaliśmy, o czym świadczą pochwały ze strony IAAF, mediów i samych zawodników. Oczywiście, są małe rzeczy wymagające poprawki, np. zwiększenie liczby stewardów. Ale znaczących wpadek nie mieliśmy.

Organizatorzy mityngu wierzą, że rozwijający się szybko i prężnie Copernicus Cup pomoże Toruniowi w walce o organizację halowych mistrzostw Europy. Miasto ubiegało się o nie już dwukrotnie. – Pierwsza próba była nieudana, w drugiej przegraliśmy minimalnie z Glasgow. Mam nadzieję, że do trzech razy sztuka i w 2021 roku będziemy mogli już gościć najlepszych lekkoatletów Starego Kontynentu. Podczas zbliżających się halowych ME w Belgradzie (3–5 marca) zaplanowano seminarium. Dowiemy się wtedy, kto będzie naszym kontrkandydatem. Potem przyjdzie czas na składanie aplikacji. Wybór gospodarza wiosną przyszłego roku – kończy Wolsztyński.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: t.waclawek@rp.pl

Wystarczyły dwa lata, by Copernicus Cup wyrobił sobie markę, zdobył uznanie władz międzynarodowej federacji i dołączył do prestiżowego cyklu IAAF World Indoor Tour, czyli halowego odpowiednika letniej Diamentowej Ligi. Rok wcześniej, niż planowano.

– Zwolniło się miejsce, bo z organizacji zawodów wycofał się Sztokholm. IAAF zapytała nas, czy jesteśmy zainteresowani i gotowi. Nie mogliśmy odpuścić takiej okazji. Przyznam szczerze, że nie sądziłem, iż tak szybko staniemy się jednym z najważniejszych mityngów na świecie – mówi „Rzeczpospolitej” Krzysztof Wolsztyński, prezes Kujawsko-Pomorskiego Związku Lekkiej Atletyki i dyrektor Copernicus Cup.

Pozostało 93% artykułu
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej