Skoki na pięć gwiazdek

Lato to gorący okres na słynnym sopockim torze – dopiero co zakończyło się elitarne CSIO, a już w lipcu wyścigi.

Publikacja: 11.07.2016 22:00

Sopocki hipodrom gościł w tym roku zawody CSIO już po raz dziewiętnasty

Sopocki hipodrom gościł w tym roku zawody CSIO już po raz dziewiętnasty

Foto: materiały prasowe

13-letni Lacan wbiega na parkur. Dosiada go doświadczony zawodnik z Niemiec Patrick Stuhlmeyer. To drugi, finałowy nawrót w konkursie Grand Prix. W pierwszym podejściu tylko 3 zawodników pokonało parkur bezbłędnie. Stuhlmeyer jest jednym z nich. Kłania się komisji, wykonuje próbne okrążenie i zaczyna przejazd. Do pokonania ma tym razem 8 przeszkód o wysokości 1,6 m.

Publiczność zebrana naokoło parkuru milknie. Stuhlmeyer jedzie spokojnie. Liczy się czas przejazdu, ale również zrzutki, które powodują punkty karne. Gdy pokonuje ostatnią przeszkodę – biało niebieski okser – rozlegają się brawa. Przejazd jest bezbłędny. Czas 42.04 s.

Po nim na parkurze pojawiają się Belg Niels Bruynseels, a potem Max Kuhner z Austrii. Mimo lepszych czasów, bo poniżej 40 sekund, obydwaj zaliczają jednak po jednej zrzutce. Tak więc spokój opłacił się i to właśnie Stuhlmeyer i jego Lacan dumnie obydwają rundę honorową, wygrywając Grand Prix.

Precedens dla Sopotu

Sopockie CSIO to nie tylko najważniejsza impreza jeździecka w Polsce, ale i jedna z najważniejszych w tej części Europy. To skrót od Concours de Saut International Officiel.

Język francuski jest oficjalnym Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej FEI. Każda z narodowych federacji może zorganizować ją raz w roku. W Polsce po raz pierwszy odbyła się w Warszawie w 1927 roku. Od tego czasu mieliśmy już 62 edycje, z czego najwięcej, bo aż 18 razy właśnie w Sopocie. Tegoroczna była już 19. w Sopocie i 63. w Polsce.

Do 2014 roku konkurs miał rangę trzech gwiazdek, a od ubiegłego już najwyższą z możliwych, czyli pięć. Podstawowym kryterium ich przyznawania jest pula nagród. Przy 3 gwiazdkach wynosi 400 tys. zł, przy 4 – 800 tys., a przy pięciu aż 1,6 mln zł. Ale pieniądze to nie wszystko.

– By uzyskać w FEI prawo do organizacji takich zawodów trzeba spełnić też szereg innych wymagań, jeżeli chodzi o stajnie, plac, infrastrukturę, czy zaplecze hotelowe – mówi Kaja Koczurowska-Wawrzkiewicz, prezes spółki Hipodrom Sopot.

Niezwykle ważnym kryterium jest doświadczenie organizatora w organizacji imprez jeździeckich. Trzeba najpierw zrobić dobre zawody trzygwiazdkowe, żeby móc robić czterogwiazdkowe. I dopiero po udanych czterech gwiazdkach można liczyć na pięć.

– Zawody pięciogwiazdkowe zawsze były u nas w sferze marzeń. Gdy w 2013 roku miasto i Totalizator Sportowy podpisały list intencyjny, nastąpił precedens, bo FEI zdecydowało się dać nam zawody pięciogwiazdkowe, pomijając cztery gwiazdki. Marzenia się spełniły – opowiada Koczurowska-Wawrzkiewicz.

1,6 mln zł do podziału

Tegoroczna pula nagród wynosiła łącznie 1,634 mln zł. W ciągu 4 dni rozegrano jedenaście konkursów, na które stawiło się ponad 100 zawodników z 24 krajów. Najważniejszy to Puchar Narodów, w którym wystartowały czterosobowe reprezentacje z 15 krajów. Z reguły startuje w nich maksymalnie 13 reprezentacji, ale FEI poprosiła Sopot o dodatkowe dwa miejsca ze względu na zbliżające się igrzyska olimpijskie. Aż 33 uczestników sopockiego CISO startuje w Rio i to jedna z ostatnich okazji do sprawdzianu. Wygrała Ukraina, przed Austrią i Belgią.

Drugi z najważniejszych konkursów to wspomniany Grand Prix, gdzie walka toczyła się o 655 tys. zł. Drugie miejsce zajął Fabio Leivas da Costa z Brazylii, trzecie Jerome Guery z Belgii. Z Polaków najlepiej parkur pokonał Kamil Grzelczyk na wałachu Wibaro. Para zajęła ostatecznie 14. miejsce.

Elegancja w siodle

Sopockie CSIO jak żadne inne zawody w Polsce gromadzi elitę jeździectwa. 17 zawodników jest w pierwszej setce światowego rankingu. Razem z nimi przyjechało 244 koni. A z nimi całe ekipy, bywa, że składające się nawet z kilkunastu osób. Każdy jeździec ma swojego luzaka, czyli osobę, która na co dzień opiekuje się koniem. Są trenerzy, weterynarze, fizykoterapeuci do masażu koni, zdarzają się chiropraktycy, dietetycy. Trudno się dziwić, gdy ceny najlepszych koni sportowych mogą sięgać nawet kilkunastu milionów dolarów.

– Na cenę składa się wiele czynników. Uwarunkowania, predyspozycje do pokonywania przeszkód, w dużej mierze genetyka, wyselekcjonowane matki kryte ogierami. Nie bez znaczenia jest charakter konia i zdrowie – wylicza prezes Hipodromu.

Wysokie nakłady widać po reprezentacji Ukrainy, która wygrała Puchar Narodów. Sponsorem teamu jest ukraiński milioner Aleksander Onyszczenko. Gdy już zgromadził majątek, zaczął sam jeździć konno i jednocześnie inwestować w jedździectwo. Onyszczenko nie waha się wydać kilku milionów dolarów na zakup konia. Pozyskuje też jeźdzców.

W Sopocie w czterosobowej reprezentacji Ukrainy wystartowało dwóch Niemców, Węgier i Brazylijczyk. Jednym z nich jest Urlich Kirchhoff, złoty medalista z Atlanty. W jeździectwie po zmianie obywatelstwa można startować we wszystkich najważniejszych zawodach, łącznie z igrzyskami.

Dużą uwagę za to przywiązuje się do wyglądu. – Strój zawodników jest częściowo uregulowany przez przepisy, zawsze białe bryczesy, oficerki mogą być czarne albo brązowe – wyjaśnia Marta Pałucka, Miss World Poland 2015, amazonka z Sopotu, związana z CSIO i Hipodromem. – Koszula konkursowa z wysokim kołnierzykiem albo plastronem. Dla mężczyzn biała koszula z białym krawatem. Do tego marynarka, która przy skokach może być w miarę dowolnym kolorze.

Bardziej restrykcyjna jeżeli chodzi o ubiór jest konkurencja ujeżdżania, której akurat nie ma podczas CSIO. Choć i w tym konserwatywnym świecie producenci odzieży szukają akcentów nowości i świeżości, szczególnie jeżeli chodzi o panie.

– Są odstępstwa. Można jeździć w kasku wyłożonym kryształkami. Modne były kaski stylizowane na toczki. Podobnie z butami: możemy wybrać gładkie, z tłoczeniami, z wężowej skóry albo wytarty brąz – wylicza Pałucka.

W Sopocie także było widać panie w kapeluszach albo fascynatorach, czyli opaskach z ozdobą. Choć – jak podkreśla Pałucka – znacznie więcej kapeluszy pojawia się na wyścigach.

Teraz wyścigi

Sopocki hipodrom, duży obiekt z parkurem i torem wyścigowym, należy do największych i najlepszych w kraju. Jeździectwu służy już od lat 70. XIX wieku, kiedy w tym samym miejscu urządzano biegi myśliwskie. W 1898 roku rozpoczęto rozgrywanie regularnych gonitw konnych.

W okresie międzywojennym tor stał się już miejscem znanych międzynarodowych zawodów hippicznych i gonitw. W 1947 roku Państwowe Tory Wyścigów Konnych w Warszawie reaktywowały sopockie wyścigi. W 1984 roku powstał Hipodrom Sopot jako spółka skarbu państwa, a w 1999 roku wszystkie udziały w niej kupił Sopot. Znów reaktywowano wyścigi i pojawiło się CSIO.

Dzisiaj na 38 hektarach znajdują się dwa tory do wyścigów, główny i roboczy. Można na nich odbywać zarówno płaskie wyścigi, z przeszkodami i tzw. cross. Jest główny plac konkursowy, który w zależności od ustawienia trybun może pomieścić nawet 5 tys. widzów. W sumie hipodrom dysponuje 300 miejscami dla koni w kilku stajniach.

W 2013 roku udało się zakończyć największą z inwestycji – tzw. Halę Pomarańczową z pełnowymiarową płytą konkursową, systemem nawadniania i nowoczesnym zapleczem. Urokowi hipodromu dodają też zabytkowe trybuny. Drewniana trybuna sędziowska wybudowana została w 1926 roku. Dzisiaj widownia na jej piętrze używana jest jako loża honorowa. Druga drewniana trybuna powstała w 1885 roku, a w 2000 została wyremontowana. Kasy znajdują się z kolei w budynku totalizatora, wybudowanym w 1926 roku

Po czerwcowym CSIO w lipcu na hipodromie planowane są tradycyjnie wyścigi.

– To wyścigi płaskie. Pojawiają się najczęściej konie z Wrocławia, Krakowa i Warszawy. Każdego dnia mamy 7 do 8 gonitw, w każdej startuje przeciętnie 7 koni – opisuje Kaja Koczurowska–Wawrzkiewicz.

I jak to na wyścigach. Można nie tylko kibicować, ale i obstawiać gonitwy, a potem z napięciem śledzić bieg swojego wybrańca.

13-letni Lacan wbiega na parkur. Dosiada go doświadczony zawodnik z Niemiec Patrick Stuhlmeyer. To drugi, finałowy nawrót w konkursie Grand Prix. W pierwszym podejściu tylko 3 zawodników pokonało parkur bezbłędnie. Stuhlmeyer jest jednym z nich. Kłania się komisji, wykonuje próbne okrążenie i zaczyna przejazd. Do pokonania ma tym razem 8 przeszkód o wysokości 1,6 m.

Publiczność zebrana naokoło parkuru milknie. Stuhlmeyer jedzie spokojnie. Liczy się czas przejazdu, ale również zrzutki, które powodują punkty karne. Gdy pokonuje ostatnią przeszkodę – biało niebieski okser – rozlegają się brawa. Przejazd jest bezbłędny. Czas 42.04 s.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej