Było to w czasach, gdy o smogu w kraju zaczynało się coraz więcej mówić, ale ciągle nie zaczęto go mierzyć. Tzn. akurat w Krakowie zaczęto mierzyć, natomiast w innych miastach oraz miasteczkach ciągle nie. Wyszło więc na to, że w Krakowie smog jest (i to duży), a gdzie indziej nie. Tak zostaliśmy smogową stolicą.

Gdy zwyczaj mierzenia poziomu zanieczyszczenia powietrza się rozpowszechnił, okazało się, że nie zasługujemy nie tylko na tytuł smogowej stolicy całego kraju, ale nawet Małopolski. Powinniśmy raczej otrzymać tytuł „Antysmogowego Przodownika", bo w ciągu trzech lat zlikwidowaliśmy pod Wawelem 2/3 lokalnych kotłowni i pieców kaflowych. Ta anegdotka nie jest jedyną groteskową krakowską historią związaną ze smogiem. Jest jeszcze, na przykład, historia tablic smogowych.

Otóż w roku 2014, podczas głosowania nad pierwszym budżetem obywatelskim Krakowa, mieszkańcy zdecydowali, że w trzech ruchliwych miejscach staną tablice elektroniczne informujące na bieżąco o poziomie zanieczyszczenia powietrza. Miały być gotowe rok później, ale są... prawie gotowe dopiero po czterech latach. Tyle czasu ciągnęły się negocjacje na temat ich lokalizacji pomiędzy miejskimi urzędnikami a działaczami Krakowskiego Alarmu Smogowego. Wreszcie tablice stanęły, a nawet przeszły pierwsze testy. Jednak Kraków nie byłby Krakowem, gdyby podczas tego próbnego rozruchu nie przydarzyło się coś zabawnego. I tak w środku grudnia, na tablicy na rondzie Mogilskim, na oczach rozbawionych przechodniów, elektroniczne cacko wyświetliło napis: „Nadeszły wakacje!".

Inna historia dotyczy darmowej komunikacji dla kierowców, którzy w wyjątkowo zasmogowane dni zrezygnowali z własnego samochodu na rzecz komunikacji miejskiej. Otóż ta darmowa komunikacja ogłaszana była po tym, jak zanieczyszczenie w mieście trzykrotnie przekroczyło normy. Skutek był łatwy do przewidzenia. Jednego dnia był smog, drugiego dnia... darmowa komunikacja. Taka sytuacja trwała rok, aż udało się dokonać reformy. Od nowego roku decyzja o darmowej komunikacji miejskiej dla kierowców podejmowana jest na podstawie prognoz. Pierwszy raz nastąpiło to 2 stycznia. W tym dniu rzeczywiste zanieczyszczenie powietrza nie sięgnęło nawet dopuszczalnej normy.